Zaskoczenie roku.

Premiera nowej Toyoty Corolli. Długo zastanawiałem się jaki ta wiadomość może nieść ładunek emocjonalny. Czy będzie jak skok na bungee, pełna adrenaliny? Albo może ekscytacji jak przed pierwszym razem? Może miła niczym wizyta u cioci, gdzie musicie odbębnić obiad i dać się wyszczypać w policzki by dostać jakieś pieniążki do kieszonki?

Prosiłbym zachować jednak powagę, bez żadnych podśmiechujek bowiem sprawa jest intrygująca i poważna. Na tyle, że nowa stara nazwa widnieje na drapieżnym jak nigdy nadwoziu. To pierwsza Corolla od czasów egzemplarza WRC Gryczyńskiego i innych tuz rajdów, która wygląda dobrze nawet dla fana motoryzacji. Nadwozie jest na tyle atrakcyjnie, że na jego bazie zbudowano samochód do drifu. Jest tak dobrze, że nowa Corolla zasługuje na żywy kolor nadwozia. Przód jest drapieżnie wystylizowany, linię boczną przecinają liczne przetłoczenia, natomiast tył wersji kombi trąci nieco Insignią a hatchback drugą generacją Mazdy 3 w wydaniu MPS. Dodatkowo tył zdobi solidny spojler na klapie oraz wyraźnie narysowana podwójna końcówka układu wydechowego? Można? Można i to nawet w hybrydzie.

Wnętrze podobnie jak nadwozie nie zawodzi, ale ma kilka potknięć. Największy to sterczący ekran o przekątnej ośmiu cali. Nie rozumiem dlaczego nie wkomponowano go w ładną deskę rozdzielczą albo nie zainwestowano w mechanizm wysuwający jak w A8 D4. Poza tym ma rozdzielczość gorszą niż kalkulator i na dzień dzisiejszy nie zapewnia połączenia z systemami Android i iOS.

Na pocieszenie pozostają rozkosznie wygodne, świetnie wyglądające fotele, które mają doskonałe trzymanie boczne. Minusem jest jedynie zbyt krótkie siedzisko.

Z resztą środek budzi więcej mieszanych uczuć. Z jednej strony z przodu jest sporo miejsca, ale z drugiej z tyłu pomimo zwiększonego rozstawu osi wydaje się być zbyt ciasno jak na samochód, który mierzy dobrze ponad cztery i pół metra długości. Za to bagażnik jest przepastny, ale dostępu do niego broni elektrycznie podnosząca się i opuszczana klapa, która wykonuje swoją pracę wolniej niż nauczyciel podczas strajku.

Podobnie jest z materiałami użytymi do wykończenia wnętrza. Co prawda nie można przyczepić się do jakości ich montażu i w większości są miękkie to dziwią twarde i mocno plastikowe w miejscach, których nie powinny, jak na przykład podłokietnik. Na plus trzeba jednak zapisać, że w końcu zniknął relikt przeszłości w postaci cyfrowego zegara, identycznego jak w kuchence mikrofalowej.

Na pochwałę zasługuje również wysoki standard jeśli chodzi o systemy bezpieczeństwa i wspomagające jazdę.

Tym razem mamy do czynienia z wersją TS. Zanim wszyscy się podniecą mając jednocześnie w pamięci dziewiątą generację w nie najgorszej, gorącej wersji z wysokoobrotowym silnikiem muszę zmartwić, to nie skrót od Toyota Sport, a Touring Sports, czyli bardziej zawoalowana nazwa zwykłego kombi, które na dodatek zastępuje Avensisa w tym praktycznym wydaniu. Tu pod maską skrywa się technika hybrydowa, a więc wieje nudą i rozczarowaniem. Ale czy aby na pewno?

Od tego jest wersja z silnikiem 1.8, czyli z napędem przeniesionym wprost z Priusa. Mocniejsza wersja ma zapewnić emocje a współpraca silnika spalinowego i elektrycznego co prawda nie sprawi, że ludziom będzie żyło się lepiej, ale zapewni odpowiednią optymalizację osiągów.

Dla niepoznaki, można poruszać się wyłącznie na prądzie, ale gdy zechcecie wcisnąć mocniej gaz wszystkie niutonometry z dodatkowego silnika będą działać w służbie prędkości. Wówczas na cyfrowym prędkościomierzu, po bokach którego znajdują się analogowe wskaźniki, pierwszą setkę ujrzycie po niewiele ośmiu sekundach, a więc w czasie niemal identycznym jak w Golfie GTD. Niestety powyżej tej prędkości robi się za głośno, co doskwiera szczególnie na autostradzie. Chęć mocnego przyspieszenia z miejskiej prędkości budzi trwogę w bezstopniowej skrzyni biegów, która potrzebuje okrutnie długiej chwili by zmobilizować układ napędowy. Nawet łopatki za kierownicą na niewiele się zdają. Dopiero umiarkowanie obchodzenie się z gazem sprawia, że samochód gładko przyspiesza. Doznania akustyczne również nie wprawiają w zachwyt, co typowe dla tej konstrukcji w czasie zwiększania prędkości silnik okropnie wyje.

Normalne użytkowanie, a więc nie sprzedawanie skóry przedstawicielom handlowych w ich Fabiach owocuje spalaniem w granicach sześciu litrów w mieście. Gorzej jest na autostradzie, gdzie diesel byłby troszeczkę oszczędniejszy, ale ze względu na fantazję ekologów i podatność legislatorów UE nie wiadomo jaka czeka je przyszłość. Z resztą Toyota w ogóle zrezygnowała w tym modelu z ropniaka.

Coś co nikomu się nie śniło to dobre prowadzenie. Przypomnijcie sobie całą gamę japońskiego producenta i policzcie ile z oferowanych przez niego modeli budzi zachwyt w trakcie prowadzenia? Sami widzicie.

Corolla jednak ma szansę to zmienić. Mimo że ważny ponad półtorej tony a tryb Eco skutecznie ogranicza dynamikę kompaktem z Kraju Kwitnącej Wiśni można nawet poszaleć na zakrętach. Inżynierowie stanęli na wysokości zadania i serwują złoty środek między dobrymi właściwościami jezdnymi Focusa i wygodą oferowaną przez Golfa. Zawieszenie chociaż jest komfortowe i skutecznie tłumi nierówności mimo osiemnastocalowych felg to zaskakuje swoją sprężystością i trzymaniem samochodu poziomo w zakręcie. Po części zasługa w tym zamontowanych pod podłogą baterii, a więc nisko położonemu środkowi ciężkości. Co za tym idzie Corolla zapewnia niezłe prowadzenie i naprawdę daje frajdę z jazdy. Po warunkiem oczywiście, że nie wymagacie od niej zwinności kozicy bowiem nie ma sportowych aspiracji.

Każdy kilogram topowej odmiany Corolli TS kosztuje sto złotych. Trochę dużo jak na kompaktowe kombi, ale jest całkiem pojemne, wypełnione nowoczesną technologią, ma dobre osiągi i wygląda naprawdę nieźle. Osobiście wybrałbym ją zamiast Golfa. Technologia hybrydowa w końcu jest użyteczna bez wyrzeczeń a na dodatek nieco ekscytująca. To zdanie, którego chyba jeszcze nikt nie napisał w kontekście Corolli.

Tyle tylko, że jest jeszcze Kia Pro Ceed z ponad dwustukonnym silnikiem, która jest wyraźnie tańsza. Mimo tego, jeśli chcecie nieźle wyglądający i solidny samochód, który koniecznie musi pochodzić z Japonii nowa Corolla będzie trafnym wyborem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *