Jest super, chociaż ma cellulitis i zawiera gluten.

Nie będę specjalnie odkrywczy ani oryginalny, jeśli zacznę dzisiejszy tekst tezą, że dawniej wszystko było prostsze. To żaden stetryczały bełkot ani tęsknota za innymi czasami lub też poprzednim ustrojem. Po prostu zwyczajnie wszystko było mniej skomplikowane.

Nie było uchodźców, więc bez obaw można było korzystać z metra. W Warszawie było dodatkowe ułatwienie, podziemny transport nie istniał. Zamachy organizowane przez IRA czy sycylijską mafię też był jakby bardziej kulturalne a jedyne złe, co was mogło spotkać w samolocie to grubas siedzący obok, który nie zapłacił za nadbagaż zgromadzony we własnych piersiach. Anna Grodzka nie reklamowała rajstop. Patrząc na Michała Szpaka nie zastanawiałeś się, czy to aby przypadkiem nie całkiem ładna dziewczyna. Kiedy chciałeś schudnąć jeździłeś na rowerze albo biegałeś, nie potrzebowałeś do tego trenera, dietetyka ani stylisty. Nie było glutenu, cholesterolu, a cellulitis był jednym z greckich filozofów. Sami więc widzicie, było znacznie łatwiej.

Świat motoryzacyjny również się skomplikował. Może i jest mniej marek na rynku, ale liczba modeli jest kilkukrotnie większa. Poza tym jeszcze dobrych kilka lat temu praca dziennikarza czy też kogoś kto pisze o samochodach była bułką z masłem. Gloryfikowano europejskie marki, ponieważ były zwyczajnie dobre. Z japońskich wiało nudą niczym z papieru ryżowego, ale przy tym były trwale jak łuk w Nagasaki, który przetrwał bombę atomową i tsunami. Amerykańskimi nikt sobie na Starym Kontynencie nie zawracał głowy, a koreańskich i tak nikt nie kupował, więc w zasadzie można je sobie było odpuścić. Jeśli już ktoś wyciągnął najkrótszą zapałkę pisał jakiś zjadliwy tekst, o tym jak kilka dni z azjatycką motoryzacją zrujnowało jego życie. Później wystarczyło iść do kasy. Proste.

Teraz jest inaczej. Popatrzcie tylko na Kię Optima. Gdyby była gwiazdą filmów dla dorosłych część z was siedziałaby z opuszczonymi spodniami sięgając jednocześnie po chusteczkę. Wygląda cholernie dobrze. Przód przypomina nieco Accorda siódmej generacji, boczne skrzela ktoś wyniósł z magazynu części od M5 E60, a tył przypomina najświeższe Maserati. Przesadzam? Popatrzcie na poprzedników, dwie generacje Magentisa i Claurusa. Gdyby bracia Grimm pisali dzisiaj bajkę o Kopciuszki Optima brałaby główną rolę.

Rzecz w tym, że mogłaby również nosić znacznie droższy znaczek. Widać pewne podobieństwa na przykład do Lexusa. Albo Subaru. Chwila, nie jestem pewien czy to ostatnie to faktycznie komplement.

I jeszcze jedno. W dobie suvów w każdej klasie, karykaturalnego Frankensteina vel Juke’a komuś udało się stworzyć intrygującą i jednocześnie ładną limuzynę. I kto to zrobił? Włosi? Oni są zajęci przesuwaniem premiery Giulii, a Francuzi projektowaniem kolejnego hatchbacka segmentu premium.

Niestety, ale wnętrzem zajął się ktoś inny. W porównaniu z linią nadwozia jest dość nudne. I dosyć ciemne. Można znaleźć w nim sporą ilość plastików, zarówno tych miękkich, jak i twardych i nie najlepszej jakości. Ale w gruncie rzeczy to wszystko do czego można się przyczepić. Pod względem ilości miejsca to klasowy prymus. Deskę rozdzielczą cechuje przejrzystość, chociaż nie zabrakło paru gadżetów. Zaś smaczkiem jest delikatnie nachylona w stronę kierownicy centralna konsola, zupełnie jak w dawnych BMW. Zasiadając w fotelach masz wrażenie, że pracował nad nimi ktoś kto wiedział czym jest komfort. Wreszcie bagażnik. Jest naprawdę duży. Może przy złożonych siedzeniach niemal całkowicie niepraktyczny i źle wykończony, ale oprócz tego całkiem funkcjonalny.

Pod kilkoma względami Optima jest jak kobieta, ładna, funkcjonalna i do tego mądra. Nie daje ci natomiast dużego wyboru. Silniki są dwa, dwulitrowa benzyna i turbodoładowany diesel o pojemności 1.7-litra. Ta pojemność budzi we mnie naznaczone trwogą uczucia. Po pierwsze przypomina mi ropniaka od Isuzu z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku montowanego choćby w Oplach. Może i był trwały, ale mocy miał mniej niż chiński skuter. Po drugie, nie wydaje się odpowiedni do półtoratonowej limuzyny wielkości obecnej Klasy E. Ma tylko 136 koni mechanicznych i 320 Nm momentu obrotowego, który dodatkowo jest dostępny w wąskim, czytaj jak w ciężarówce, zakresie obrotów. Jeśli jeszcze sprzęgniecie go z automatyczną skrzynią biegów, która nie spieszy się ze zmianą kolejnych przełożeń otrzymacie osiągi tylko wystarczające by przegonić miejską Pandę. Z resztą jak przystało na diesla jest mało kulturalny, po uruchomieniu klekocze i wibruje, co nie należy do przyjemności. Przynajmniej zużywa śladowe ilości drogocennego płynu a w połączeniu ze zbiornikiem paliwa o pokaźnych rozmiarach gwarantuje naprawdę solidny zasięg.

Niestety, Optima jak większość limuzyn na rynku, wyłączając choćby modela spod znaku AMG, jest zwyczajnie nudna jeśli chodzi o prowadzenie. Ma relatywnie sztywne zawieszenie co pozytywnie wpływa na pokonywanie zakrętów i dobrą trakcję. Na tym jej ambicje wyścigowe się kończą. Nadrzędnymi cechami są komfort i wygoda, co sprawia, że jazda jest nudna jak liczenie zapałek. Dodatkowo ma denerwujące cechy w postaci mocno ingerującego ESP, który brutalnie ogranicza moc, oraz układ kierowniczy z siłą wspomagania mogącą obdzielić dwa, a nawet trzy inne samochody. Nie trzeba charyzmy Bogusława Lindy, nawet Dawid Kwiatkowski samym spojrzeniem na kierownicę sprawiłby, że ta by się obróciła. To sprawia, że właściwie nie wiadomo co też dzieje się z przednimi kołami, a jazda sama w sobie nie sprawia absolutnie żadnej przyjemności. To prawda, że zrelaksowany styl jazdy ma wielu zwolenników, ale paru konkurentów udowadnia, że można mieć przyjemne zawieszenie i jednocześnie łechtać nieco bardziej sportowe zapędy kierowcy. Kia niestety nie oferuje wartości dodanej. Co nie znaczy, że jeździ źle. Sprawdzi się w mieście i na trasie, ale nie zrobi tego w kabaretkach z odrobiną bitej śmietany.

Kupno samochodu to jedna z najważniejszych decyzji w życiu. Jeśli jednak chcesz kupić samochód i dodatkowo zrobić to w czasie przerwy obiadowej z Kią się to uda. Do wyboru są trzy wersje wyposażenia, dwa silniki oraz trzy skrzynie biegów. Później zaznaczasz tylko opcję jaki lakier chcesz, czy potrzebujesz fabrycznej nawigacji i to wszystko. To jednak sprawia, że nie możesz skonfigurować indywidualnego egzemplarza. W zamian jednak otrzymasz siedmioletnią gwarancję, z ograniczeniami pisanymi drobnym drukiem, oraz naprawdę dobry samochód. Przy czym dość drogi. Czasy tanich Kii bezpowrotnie minęły, razem z kiepską jakością i brzydką stylistyką. Najtańsza Optima z dieslem i manualną skrzynią biegów kosztuje prawie 95 tysięcy. Lepszy poziom wyposażenia i automat winduje cenę do ponad 110 tysięcy, a to jeszcze nie koniec. I tu jest pewien problem. Kia co prawda jest zauważalnie tańsza, ale nie na tyle, żeby to zaważyło na jej wyborze. Dobiła do europejskiego poziomu i w zasadzie można jej jedynie zarzucić to samo, co każdemu konkurentowi. Jest ładna, dobrze wyposażona, nieźle wykończona, ma masę przestrzeni, ale jednocześnie wydaje się ciągłe mało prestiżowa. Nie ma odpowiedniego wizerunku, nadal nie wydaje się równorzędnym graczem. Założę się, że na wartości traci nawet więcej niż Peugeot. Przy barierze stu tysięcy reguły są nieco inne i dlatego Optima przypomina nieco faceta, który w Wigilię odwiedza jubilera, wybiera oczywisty prezent, ale tylko dlatego, że jest nieco zdesperowany.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *