Dużo lepsza niż myślisz.

Każdy z nas marzy o samochodzie sportowym. Takim z napędem na tylne koła, manualną skrzynią biegów i mocnym, benzynowym silnikiem. Przynajmniej tak jest jeśli nie jesteście wegetarianami.

Jeśli jednak na co dzień jadacie ogromny stek to wcale nie jest wam łatwiej. Co prawda ofert jest naprawdę dużo, ale wybór tego jedynego to problem większy niż znalezienie dziewicy na gimnazjalnej dyskotece.

Nieprawdą jest, że żeby kupić dający sporo radości samochód trzeba wydać od razu dużą bańkę. W każdym przedziale cenowym można znaleźć coś interesującego. Problem w tym, że chcecie posiadać coś idealnego, odpowiednio zadziornego i jednocześnie w miarę praktycznego. Coś dzięki czemu nie zostaniecie wegetarianami na rzecz horrendalnych rachunków ze stacji benzynowej. Coś, czego ubezpieczenie będzie tańsze niż sam samochód. W końcu na tyle pojemnego, żeby zmieścić grillowe zakupy i komfortowego na tyle, co by zapasy trunków dojechały cało. Niemożliwe? A od czego są Japończycy?

Ważnym aspektem jest, aby posiadany samochód był unikatowy, jedyny w swoim rodzaju, a co może być lepszego niż ten z silnikiem Wankla? Zanim popukacie się w głowę zostańcie do końca.

RX-8 wygląda naprawdę dobrze. Nie tylko jak na samochód, ale i na jego sportową wersję. Mimo, że ma kształt coupe posiada czworo drzwi. I nie na zasadzie współczesnych modeli pokroju Audi A7 tylko jest coupe z drzwiami otwieranymi jak w Rollsie. No może bardziej jak w Merivie, ale to kolejny plus w dziedzinie praktyczności.

Faktem jest, że przód wygląda niczym pysk wkurzonego rekina, a tył jest wystarczająco uwodzicielski. Nie ma opcji, żeby ktoś się za nią nie obejrzał. Całość przypomina kociołek obfitości. Designerzy nie potrafili się zdecydować czy ma mieć więcej obłości czy kantów, więc zrealizowali wszystkie pomysły jakie przyszły im do głowy. Mimo, że stylistycznie RX-8 może wydawać się przeładowana jej wygląd na tym szczególnie nie cierpi.

Wszystko się wyjaśnia jeśli rozpatrzymy Mazdę w kategorii limuzyny. We wnętrzu jest sporo miejsca, a i bagażnik jest całkiem pojemny. Deska rozdzielcza jest niby prosta, ale zawiera kilka wysmakowanych detali. Powiewem nowoczesności jest cyfrowy prędkościomierz. Obrotomierz jest konwencjonalny i wyskalowany, aż do 10 tys. obrotów i startuje z pionowej pozycji, co dodatkowo prowokuje.

Jak przystało na samochód sportowy siedzi się nisko. Niemal szoruje się końcówką pleców po asfalcie. Fotele, mimo że są sportowo wyprofilowane o wzorowym trzymaniu bocznym i znakomitym podparciu lędźwi są zaskakująco wygodne i nadają się na dłuższe trasy. Można poczuć się jak jeździec na rasowym rumaku.

Ale nie to czyni Mazdę wyjątkową. Jest nim silnik, który po lekturze parametrów technicznych może okazać się małym rozczarowaniem. W przechwałkach na pojemność, cylindry i inne męskie atrybuty nie wygracie praktycznie z nikim. Nawet miejskie maluchy mają większe silniki. Cały sekret jednak tkwi w budowie. Nie ma tutaj klasycznych cylindrów, zaworów czy też wałka rozrządu. Miast nich są dwa wirujące tłoki w kształcie trójkątów, które poruszają się w specjalnych komorach.

Mimo skromnej wielkości 1.3-litrowy, witaj sprzedawco ubezpieczeń, motor generuje 192 konie mechaniczne mocy oraz 220 Nm momentu obrotowego. Nawet szybkie hatchbacki segmentu B potrafią więcej, ale nie przeszkadza to Maździe na sprint niczym samuraj z kataną na wroga do setki w siedem sekund. Prędkość maksymalna jest wystarczająca, ale nie ona jest tu najważniejsza.

Silnik jest gładki w swojej naturze, niczym krem czekoladowy. Uwielbia wysokie obroty i nie generuje żadnych wibracji, więc darujcie sobie testy z monetą postawioną na sztorc. Całą swoją moc motor oddaje jednak w połowie skali obrotomierza. Nie czuć tutaj dodatkowego kopa jak w silnikach turbo czy z VTEC-iem, po prostu siła jest płynnie dostarczana.

Wraz z przyrostem mocy rośną również wrażenia słuchowe. Złośliwi będą narzekać, że brzmi jak odkurzać, ale osobiście uważam, że bliżej mu do odrzutowca. Tylko czekać na grzmotnięcie przy przekraczaniu bariery dźwięku.

Pięciobiegowy manual to radość sama w sobie. Nie ma nic ze zniewieściałych i zbyt lekko chodzących współczesnych przekładni. Tutaj potrzeba zdecydowania i siły bowiem stawia przyjemny opór.

Jeśli chodzi o prowadzenie to japońskim konstruktorom należy się medal. Z jednej strony otrzymujemy precyzyjny samochód, z idealnym rozkładem mas, fenomenalną przyczepnością, który potrafi wybaczać bardziej niż królewska żona. Z drugiej dostajemy komfortowy samochód, który sprawnie wybiera polskie nierówności ze sporym rozstawem osi. Niemal ideał.

Układ kierowniczy pozwala na błyskawiczne zmiany kierunku jazdy i nie jest nadmiernie wspomagany. Może jest odrobinę tępy w centralnym położeniu, ale nie jest to dyskwalifikująca wada. Śmiało możecie wybierać na górskie przełęcze, na tor i zawody drifterskie.

Wracając będziecie zdumieni, że to ten sam samochód. Zyska drugą, wygodną i transkontynentalną twarz. Zabierze czteroosobową rodzinę wraz z bagażami na wakacje. Dowiezie do pracy, a w wolnej chwili zrobi pranie.

Przy całym pozytywnym uczuciu muszę mu jednak wytknąć kilka wad. Nie jest tak ładny jak włoskie coupe, oraz tablica rejestracyjna przesłania wlot powietrza. Nie wygląda to szczególnie ładnie. W środku jest nieco za cicho jak na samochód o sportowym charakterze, ale tutaj wychodzi jego druga natura. Chociaż wszystko jest zmontowane na wysokim poziomie to materiały mogły by być jednak lepszej jakości. Nie są najgorsze ale w dotyku czuć ich przesadną sztuczność. No i na końcu pali zużywa spore ilości oleju oraz zużywa tyle paliwa jakby był dwukrotnie mocniejszy. Emituje też sporo CO2,, ale w sportowym samochodzie to naturalne. Diesel kopci, a ten emituje, taka budowa.

Jednak wznosząc się na chwilę ponad podziałami i tymi wadami otrzymujemy zaskakująco wszechstronny i kompletny samochód. Radzi sobie w każdych warunkach i nie pozwala sobie na zbędne kompromisy ani poprawność polityczną. Jest do wszystkiego i niemal w każdej kategorii błyszczy. A dzisiaj egzemplarz w początku okresu produkcji można mieć w cenie Fiata Pandy, a z ostatnich lat w cenie zwykłego kompaktu. Biorąc po uwagę, że dostajemy przynajmniej dwa samochody brzmi to jak promocja. I w zasadzie nią jest.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *