Z konsekwencją 911.

Zdaje się, że kryzys w Volkswagenie nadal trwa w najlepsze. To nie tylko dramat dla marki, ale i dla tysięcy Polaków. W końcu najbardziej prestiżowa firma już nie jest taka krystaliczna. Oczywiście minie trochę czasu zanim napłyną do nas najnowsze Passaty i Golfy zza zachodniej granicy, ale przyszłość i tak nie wygląda zbyt różowo. A właściwie zielono.

Wobec tego pojawia się pytanie „co teraz kupić Pani Premier?” Naturalnie nie byłbym sobą, gdybym nie postanowił poszukać rozwiązania tego dylematu. I przy tej okazji znalazłem coś, co można by uznać za samochód idealny.

Oczywiście dla każdego to zupełnie inny model. Jeden chce ziejącego ogniem Ferrari, inny suva w wersji hybrydowej, a kolejny miejski samochodzik z dychawicznym dieslem pod maską. Mowa jednak o statystycznym Polaku, czyli nie do końca wiedzącym czego się właściwie chce kliencie.

W dobie wszelkiego rodzaju suvów tak naprawdę wyróżnić się można tylko w jeden sposób, nie kupując żadnego z nich. Ale jeśli oczekujecie praktycznych rozwiązań wybierzecie stare dobre kombi. Jeżeli jednak podjazd do waszego domu nie jest usłany asfaltem ani kostką i potrzebujecie coś z większym prześwitem Subaru ma dla was coś, co rozwija już od ćwierć wieku, podwyższone kombi niepozbawione pewnej dzielności w terenie. Ma to wiele plusów. Przede wszystkim nie wozimy zbędnego powietrza nad głową, a środek ciężkości jest położony zdecydowanie niżej, co wpływa na zdolność pokonywania zakrętów w codziennej jeździe. Proste i genialne w swojej bezpretensjonalności.

Przyzwyczajeni do stylistyki niemieckiej motoryzacji mogą przeżyć lekki szok związany z wyglądem Subaru Outback. Nie jest piękny, kształty nadwozia nigdy nie były mocną stroną japońskiego producenta, i być może pewnymi detalami przypomina Hyundaia ale w zalewie VW, Skód czy Audi stanowi element wyróżniający.

Dodatkowo na zderzakach i dole drzwi znajdują się czarne plastiki, które jak się utarło są nieodzownym elementem każdego samochodu o bardziej terenowych konotacjach. W przeciwieństwie do większości konkurentów, którzy często nie mają nawet napędu na cztery koła w Subaru nie są to czcze przechwałki, ale o tym nieco później. Szkoda tak naprawdę tylko jednego, nie ma już szyb bez ramek. Wiem, że przy wyższych prędkościach nie jest to zbyt praktyczne, ale jest w nich coś takiego, że chce się je mieć. To jak para ulubionych jeansów. Może i są już nieco przetarte, ale są wygodne jak żadne inne.

Mimo, że Subaru często żąda za swoje samochody odpowiednio więcej, zawsze bardziej skupiało się na technice niż wysokim uczuciom związanym z obcowaniem z wnętrzem. Jakość ani piękno nigdy nie były priorytetem. Tu również tak jest, jednak to niekoniecznie wada. Może i plastiki są dość twarde, choć zdarzają się bardziej miękkie, ale są solidnie zmontowane. Design nie jest wyszukany, ale to pozytywnie wpływa na ergonomię. Dzięki temu wszystko jest poukładane i przemyślane. Nie masz wrażenia, że zasiadasz w statku kosmicznych, wszystko jest pod ręką i działa z rozkoszną prostotą. Oczywiście jest dotykowy ekran, który steruje nawigacją oraz wszelkimi ustawieniami, ale nikt nawet z epoki wiktoriańskiej nie powinien mieć problemów z jego obsługą.

I jeszcze coś, co ucieszy rodziny. W dobie przestylizowanych i często niepraktycznych suvów Outback jawi się jako mistrz wszelkiego rodzaju pragmatyzmów. Ma duży bagażnik, który po złożeniu drugiego rzędu siedzeń jest większy niż ten w Volvo V70. Nawet seria 5 Touring ma mniejszy. Gdy zrezygnujecie z pozycji horyzontalnej w przestronnym wnętrzu przewieziecie pięciu dorosłych. Wówczas również odkryjecie, że fotele zapewniają wysoki komfort podróżowania i nieźle trzymają w zakrętach, a do tego zapewniają wiele możliwości ich ustawienia.

Subaru jako jednak z dwóch marek obok Porsche konsekwentnie rozwija silniki typu boxer. Ma to kilka zalet. W przeciwieństwie do rzędowych jednostek tutaj cylindry ułożone są poziomo i przeciwsobnie. Dzięki temu redukowane są drgania, wewnętrzne opory, co wpływa na na szybkość reakcji na gaz. Boxery są również mniejsze a dzięki swoje budowie można umieścić je niżej i bliżej kabiny, a to sprawia, że masa na „nosie” nie jest nadmiernie przesunięta do przodu a środek ciężkości położony niżej. Dzięki temu samochód jest lepiej wyważony w płaszczyźnie poprzecznej do własnej osi. Kończąc wywód w stylu Jamesa Maya to rozwiązanie ma wiele technicznych zalet i dziwi fakt, że tak niewielu producentów po nie sięga..

Przechodząc do stylu Jeremy’ego Clarksona, moc. Subaru przyzwyczaiło nas do jednostek z turbodoładowaniem, ale, wracając znowu do Kapitana Snuji, 2,5-litrowa jednostka w Outbacku jest wolnossąca, a co za tym idzie generuje jedynie 175 koni mechanicznych oraz 235 Nm. W normalnych warunkach to liczby całkiem wystarczające, ale nie w dużym kombi o masie powyżej 1,7 tony. Osiągi są tylko nieco lepsze niż Fieście 1.6. Na zobaczenie pierwszej setki trzeba czekać aż 10 sekund. Prędkość maksymalna jest wyższa jedynie o 110 km/h, więc nie jest to coś w stylu modeli STI. Ma to tę zaletę, że nie pali tyle co samochód z takim oznaczeniem. Przy zrównoważonej jeździe potrafi zużyć 10 litrów na setkę, co w ostatecznym rozrachunku wcale nie jest wynikiem z innego wymiaru.

Szkoda tylko, że nie brzmi już tak soczyście jak starsze modele. Drzewiej miały w sobie coś z Dariusza Michalczewskiego, dzisiaj bliżej im do Andrzeja Najmana, ale pewnie żeby żyć w zgodzie z europejskimi przepisami mają być bardziej ciche i nie męczyć rodziny.

Wybierając diesla macie wybór, co do skrzyni biegów. W przypadku wersji benzynowej jedyna opcja to automatyczna skrzynia bezstopniowa CVT, zwana w Subaru Lineartronic. Przez lata nienawidziłem tego rozwiązania, było etatowym chłopcem do bicia. Nie były zbyt trwałe, trzymały silnik na jednostajnych obrotach przez co ten wył i odbierały im część mocy. I nie wiem jakim cudem mały producent niszowych samochodów z Japonii sprawił, że to urządzenie działa. Nie jest świetna, chociaż zmiana przełożeń trwa 0,1 sekundy to skrzynia chwilę myśli przed wrzuceniem biegu. A skoro o nich mowa to jest ich więcej niż możecie przypuszczać. Bezstopniowa przekładnia zachowuje się jak zwykły automat oferując kierowcy siedem niby biegów, ale pozostawiona sama w sobie ma pewną zaletę, trzyma silnik zawsze na optymalnych obrotach. Co zakrawa na magię reaguje na układ terenu zwiększając obroty, gdy jedziemy pod górę i zmniejsza je, kiedy zjeżdżamy w dół. Porównując ją z dwusprzęgłówkami działa dobrze również w mieście nie szarpiąc całym samochodem przy manewrowaniu przy niskich prędkościach. Osobiście nadal wolałbym manualną przekładnię, ale ta co dziwne nie jest zła. Może jeszcze bym jej nie poślubił, ale ma szansę na drugą randkę Być może minie trochę czasu i się do niej przekonam. Dalej jednak twierdzę, że to zbyt skomplikowane i po co udać coś, czym mogłaby być od początku, czyli chociażby zwykłym automatem.

Pewnie większość z was myśląc o Subaru widzi latające bokiem Imprezy. W przypadku Outbacka nie jest to dalekie od tego obrazu pod warunkiem, że podłoże będzie stanowił szuter. Wówczas zachowuje się nieco jak rajdówka. Pokładowa elektronika dopuszcza delikatne uślizgi a co za tym idzie odrobinę zabawy. Zawieszenie jest wyborne. Jedziesz, widzisz sporą nierówność i już krzywisz się przeczuwając dobicie zawieszenia, ale nic się takiego nie dzieje. Nie wiem jak wielki musiałby być krater, żeby zrobił na Subaru jakiekolwiek wrażenie.

I co najważniejsze kupując Outbacka możesz liczyć, że nie ugrzęźniesz w pierwszej lepszej kałuży. Po pierwsze w przeciwieństwie do suvów ma wysoki, dwudziestocentrymetrowy, prześwit, więc bez obaw można zjechać z drogi. Co prawda nie jest to tyle co w terenówkach, ale w zdecydowanej większości sytuacji wystarczy. Po drugie ma napęd na cztery koła. Nie żaden Haldex czy elektryczne silniki na tylnych kołach, tu jest prawdziwie męskie cztery na cztery. Nie straszne wam będą żadne warunki drogowe, trudny dojazd na domu czy na działkę, Outback ma większe zdolności niż będziecie potrzebować, które są nieco ograniczone przez drogowe opony. Jeśli lubicie bardziej taplać się w leśnym błocie a nie w spa kupcie lepsze opony albo poważną terenówkę. Ale w przypadku, gdy spędzacie czas tak zwanie aktywnie, czyli nie siedząc w ciepłym domu w wygodnym fotelu popijając ulubiona whisky, tylko biegacie albo jeździcie na rowerze w śmiesznym stroju podwyższone kombi będzie dla was idealne.

Niestety, ale na asfalcie Outback sprawuje się nieco gorzej. Zalety w terenie stają się wadami na utwardzonych gruntach. Zawieszenie jest komfortowe i idealnie dobrane do nawet gorszych dróg, ale ze względu na prześwit w zakrętach nadwozie lubi się przechylać. Tu bardziej przydaje się stateczna i dostojna jazda, a nie rajdowe zapędy. Z resztą pokładowa elektronika, która zawsze czuwa nie pozwala na jakąkolwiek zabawę. W końcu to ma być bezpieczny samochód rodzinny i dzięki inteligentnym rozwiązaniom jest. Na pokładzie znajdziecie kamery, masę stróżów i asystentów, którzy nie dopuszczą byście nawet zarysowali karoserię.

I na jeszcze coś, czego nie spodziewałem się po Outbacku. Chciałbym, żeby chociaż połowa obecnie produkowanych samochodów miało taki dokładny układ kierowniczy. Tutaj nie tylko kręcąc kierownicą koła podążają za nadawanym przez nią kierunkiem, ale jadąc wiesz dokładnie co się z nimi dzieje. Wrażenia są zbliżone do 500-konnych supersamochodów sprzed kilku lat, a w końcu mówimy to o rodzinnym kombi na szczudłach.

Po zastanowieniu Outback nie jest idealny, ale zagra bardzo dobrze wiele ról, a tylko znikomą część dobrze. Jest jak Leonardo di Caprio, świetny aktor, który nigdy nie dostał Oscara. Podobnie Subaru, jest wygodne, w miarę dynamiczne ale nie wściekłe, jedno mocniejsze wciśnięcie gazu nie wpędzi was w kłopoty. Na bezdrożach czy śniegu uparcie prze do przodu. Jest bezpieczne, praktyczne i nieźle wykonane. Nie sprawdzi się tylko jako toster ani damskie urządzenie do masażu, ale jeśli oczekujecie, że samochód będzie samochodem, trudno o przykład większej szczerości.

Subaru nigdy nie było tanie i Outback również do promocji w lokalnym dyskoncie nie należy. Ceny benzynowej wersji zaczynają się w okolicach stu czterdziestu tysięcy, a kończą dwadzieścia dalej. Jednakże, gdy spojrzymy na konkurencje japońskie kombi jest wyraźnie tańsze. A4 Allroad kosztuje blisko sto osiemdziesiąt tysięcy. Volvo XC70 jest jeszcze droższe. Za jedno A6 Allroad można kupić prawie dwa Subaru. Na Citroena, Peugeota, Volkswagena czy Skodę nie ma co patrzeć, mają gorszy napęd i ktoś kto myśli o Outbacku nawet na nie nie spojrzy. Może i część z nich będzie lepiej wykonana, ale Subaru przez lata rozwinęło ten segment i doprowadziło do perfekcji. Jest Porschem rodzinnych kombi z większym prześwitem i napędem na cztery koła.

Nie tylko w Polsce Subaru nie sprzedaje dużej ilości samochodów. To dość dziwne bo to uzdolnione samochody, szczere i relatywnie proste. Kosztują dokładnie tyle ile są w stanie zaoferować. Być może nie zamiatają konkurencji, chociaż w przeciwieństwie do modnych suvów mają sens i działają, bowiem jak wiadomo jeansy zawsze będą lepsze od rurek.

  1 comment for “Z konsekwencją 911.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *