Wybór między chorobą weneryczną a jakimkolwiek innym samochodem nigdy nie był tak prosty.

Jeszcze do niedawna popularne było stwierdzenie, że samochody oddają mentalność obywateli oraz charakter kraju, w którym zostały zbudowane bądź skonstruowane. W dobie globalizacji i międzynarodowych koncernów wydaje się to mocno nieaktualne. Nawet pozycje w ramach jednego koncernu niemal całkowicie się zatarły.

Choćby taka Škoda, niegdyś tania marka koncernu VAG, na której model możecie obecnie wydać ponad dwieście tysięcy złotych. Octavia, która dorównuje ceną Golfowi, przerastając go w kilku kategoriach.

Samochody z Mladà Boleslav cierpią jednak na dwie bezapelacyjne wady. Pierwsza, nie mają najbardziej pożądanego na świecie znaczka. Po drugie są najlepszym sposobem na powiedzenie światu, że nie interesuje was motoryzacja a w waszym życiu wszystko jest już szare i mdłe.

Nikt nie zaprzątnie sobie głowy przy konfiguracji modelu Scala, by uatrakcyjnić jej wygląd czerwonym lakierem. Z resztą ten jeszcze bardziej uwypukli jej nie tyle brzydotę, co nijakość. Również styliści nie mogli się zdecydować czy nadać jej sylwetkę hatchbacka czy kombi, więc zrobili obie wersje jednocześnie. Nawet Arnold Schwarzenegger nie powiedziałby o nim tego samego co o Predatorze. I nie wierzcie w materiały prasowe, które twierdzą, że Scala kipi od emocji. No chyba, że macie na myśli zmianę znaczka na tylnej klapie na napis Skoda. Już nawet Nissan Juke budzi emocje tylko przy spoglądaniu na niego, a Scala to idealny samochód do napadów, nikt nie zapamięta jakie auto brało udział w pościgu. Będzie jedynie wiadomo, że miało jeden z tysiąca odcieni szarości, tak mocno zlewa się z otoczeniem.

To samo tyczy się wnętrza. Równie dobrze moglibyście siedzieć w Fabii, Octavii albo czymkolwiek innym. Nikt nie przejmował się stylistyką ani polotem. Nie chodzi o zachwyty, ale gdy miałem zacząć pisać cokolwiek o desce rozdzielczej musiał przypomnieć sobie posiłkując się zdjęciami w internecie jak wyglądała, a gdy już przełączyłem się z powrotem z przeglądarki na edytor tekstu zapomniałem znowu.

Za to moje kolano bardzo dobrze pamiętało twardy plastik z prawej strony. Z resztą nie tylko tam. Podobnie jak tanie i wątpliwej jakości w odczuciach przyciski. Przy cenie bazowej na poziomie bliskim siedemdziesięciu tysięcy złotych to niemal niespotykane i w zasadzie niedopuszczalne. I nie mówimy tu o Jimnym.

Na osłodę dostaniecie duży bagażnik i sporo miejsca oraz ekran, którego multimedia łączą się bezprzewodowo z telefonem. Te dwie pierwsze cechy wynikają z rozciągnięcia do granic możliwości płyty podłogowej z Polo tak by było bliżej do Golfa, a ta trzecia to pewnie zasługa Volkswagena. Co nie jest takie oczywiste w przypadku systemu zawiadującego pokładowymi gadżetami, który jest nieco okrojoną wersją tej z prawilnego koncernu.

Nie inaczej jest w przypadku silnika. Budżetowa Skoda, która tak naprawdę wcale nie jest budżetowa, ma zaskakująco dużą pojemność oraz jest nad wyraz mocną jednostkę napędową jeśli chodzi o pozycjonowanie modelu. Półtoralitrowe TSI dostarcza sto pięćdziesiąt koni mechanicznych i ćwierć tysiąca niutonometrów, czym nadaje jej bardziej niż przyzwoite osiągi. Nie będąc przy tym zbyt charyzmatycznym motorem, ale za to dzięki możliwości odłączenia dwóch cylindrów pali tyle co nic. A DSG jest aksamitne jak zawsze. Tylko nie używajcie trybu sportowego bo zamienia paliwo w hałas. Tym bardziej, że wyciszenie nie jest mocną stroną modelu.

Z resztą tego trybu nie lubi również układ jezdny. Czułość kierownicy jest nijaka, a belka skrętna zamontowana z tyłu nie poprawia właściwości prowadzenia, w zakręcie Scala ma grację pieca kaflowego. Zawieszenie jest ewidentnie nastawione na komfort, który na nierównościach psują opcjonalne osiemnastocalowe felgi.

Ale nie to jest najgorsze. Można by wybaczyć mdłe prowadzenie, kiepskie wykończenie czy ogólną brzydotę. Nie jednak w momencie, gdy cena samochodu w pełni wyposażonego zostaje wywindowana do poziomu stu dwudziestu tysięcy złotych a w zamian dostajecie jedynie parasolkę i cztery siatki w bagażniku. Nie kiedy tyle samo kosztuje Kia Pro Ceed a podobnie wyposażony Golf jest droższy o jakieś dziesięć procent.

Scali nikt nie będzie rysował w zeszycie od geografii ani też nie będzie na żadnym plakacie. Prowadzenie jej jest niewymagające, a przez to podobne do oglądania paradokumentów. Posiadanie tego modelu jest idealnym sposobem na pokazanie, że nie interesuje was motoryzacja i nic was w życiu już nie spotka. Ani przez jedną chwilę nie pomyślicie o niej w ciągu dnia, czy przypadkiem jej nie ukradli, ani też że jeśli popracujecie kolejny rok ciężej będziecie mogli pozwolić sobie na wyższą wersję, lepszy silnik albo bogatsze wyposażenie. Kupowanie Scali jest niczym podanie broni komuś kto cierpi na depresję, nie wnosi nic poza beznadziejnością. Nie da się jej pokochać a jest tak mdła, że nie sposób jej znienawidzić. Mówią, że przeciwieństwem miłości jest nienawiść. Jednak lepszym antonimem jest obojętność. I to uczucie będzie cechować przyszłego właściciela tego modelu. Nie będzie go interesować w jakim jest kolorze, jaki wzór mają felgi i czy nawigacja znajduje się na pokładzie. Bez znaczenia będzie czy do pracy dotrze autobusem czy Scalą. Jednak dla fana motoryzacji porównanie Skody i nawet tylko trochę charyzmatycznego samochodu będzie jak różnica między HIV a chlamydią. Przy Scali nawet Dacia jawi się jako fajny i funkcjonalny samochód a dodatkowo jest rozsądnie wyceniona.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *