No, a my jeździmy, nic się nie dzieje.

Powiedzmy, że budzisz się pewnego dnia i wszystko, absolutnie wszystko jest idealnie. Wstajesz wypoczęty na minutę przed budzikiem. Twoja żona jest zadowolona i nie zrzędzi. Przed tobą pożywne i smaczne śniadanie. Dzieci są grzeczne i poukładane, same idą do szkoły. Pies już dawno sam się wyprowadził i po sobie posprzątał. Ubierasz się, twoja koszula jest czysta, pachnie płynem do płukania i jest świeżo wypracowana. Znalazłeś nawet dwie pasujące do siebie skarpetki. Wychodzisz, a pogoda jest wprost urocza. Trawnik się zieleni i jest perfekcyjnie przystrzyżony, tak że nawet pojedyncze ździebełko nie wystaje ponad inne. Sąsiedzi cię pozdrawiają i machają chustką na pożegnanie. Na podjeździe błyszczy nawoskowany samochód, którego lakier nie jest zniweczony przez żadną rysę ani ptasie bomby. W pracy szef docenia to co robisz, ta ładna koleżanka z działu obok ma ubrany kawałek materiału zwany minispódniczką, zawodowo wszystko idzie dobrze i nawet dostajesz podwyżkę. Wracasz do domu, jesz ulubiony obiad, koniecznie z deserem, a następnie oddajesz się swojej pasji i nikt niczego od ciebie nie chce. Jeszcze raczysz się tylko szklaneczką whisky i kończysz ten idealny dzień.

Zaraz, jak napisałem, idealny? Bzdura. Nudny. Wprost katastroficznie i spazmatycznie nudny. Jako istoty ludzkie jesteśmy zlepkiem emocji, dobrych i złych, bez nich bylibyśmy nużący niczym nasze pralki. I zdaje się, że drogą firmy Miele poszła Skoda projektując trzecią już generację Superba.

Na samym początku zaczynamy od deseru, czyli wyglądu. To mocna strona Skody. Nie, nie nie, nie jest piękna niczym Marcelina Zawadzka, ale definitywnie daleko jej do Krystyny Pawłowicz. Właśnie zdałem sobie sprawę, że umieszczanie tych dwóch kobiet, jedna z nich jest nią na pewno, w tym sanym zdaniu jest niewłaściwe.

Wracając jednak do Superba, model otrzymał wszelkie przymioty nowoczesności, ledowe reflektory i lampy, liczne przetłoczenia czy załamania. Wygląda nieźle, całkiem nowocześnie, a tym samym zdecydowanie lepiej i atrakcyjniej niż Audi A4. Najlepszym wyborem jest któryś z ciemny odcieni lakieru, w przypadku jaśniejszych Skoda wygląda nieco ubogo. Poza tym jak każda kolejna generacja jest lżejsza, szersza oraz dłuższa.

A co za tym idzie, ostatnie i przedprzedostanie słowa poprzedniego zdania najlepiej definiuje wnętrze największej Skody. Przyzwyczajeni do Octavii będą czuć się jak w za dużym bucie. Ilość przestrzeni jest niemal przytłaczająca, w sensie swoim ogromem, a nie klaustrofobicznością. Z przodu jest przestronnie, ale z tyłu mogłyby siedzieć dwie osoby, w znaczeniu jedna na drugiej i któraś z nich mogłaby być Ryszardem Kaliszem i lepiej żeby to on mościł się na kanapie. Za nią znajduje się bagażnik gargantuicznie tak duży, że zaczyna zmuszać do zastanowienia się, po co komuś normalnemu tak wielki kufer. Tu jedna mała uwaga, klapa otwiera się już tylko jak w liftbacku, a nie jak poprzednio na dwa sposoby.

W dwóch aspektach wnętrza Skoda prezentuje się gorzej niż komperatywne z VW czy Audi. Pierwsza, nie jest tak dobrze wykończone. Oczywiście trzyma wysoki poziom, ale znając konkurentów wiesz, że to nie pięciogwiazdkowa restauracja na południu Francji. Druga, modne gadżety. Design deski można określić mianem podstawowego, coś jak w japońskich samochodach lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku i jeśli jeździsz w weekendy na działkę będziesz zadowolony z małej ilości świedzidełek, a w zasadzie ich braku, ale twoje dzieci będą widziały w tobie neandertalczyka. To jednak ma swój korporacyjny sens, Skoda nie ma ekranu zamiast liczników za kierownicą i tym samym musi znać swoje miejsce w szeregu.

I jeszcze jeden akapit odnośnie dumnego sloganu reklamowego Skody, że niby jest sprytniejsza i mądrzejsza. To prawda, że ma parasolki w przednich drzwiach, wypustki na denko butelki by odkręcać ją jedną ręką, latarkę w bagażniku, czy skrobaczkę, która jest jednocześnie szkłem powiększającym. Żadne z tych „ułatwień” nie sprawiło, że moje życie stało się lepsze. Myślę, że lepsze w tej roli byłoby wyżłobienie w podłokietniku tak by ten nie przycinał kabli.

Skoda należy do koncernu Volkswagena, więc nic dziwnego, że pod jej maską znajdziecie rozwiązania takie same jak w Golfach czy Audi. Dwulitrowy diesel o mocy 150 koni mechanicznych dba o całkiem wysoką prędkość maksymalną, 220 km/h, a moment obrotowy na poziomie 340 Nm o przyspieszenie do setki w mniej niż 9 sekund. Poza tym potrafi być oszczędny, średnio zużywa 6 litrów paliwa i ciągnie już od niskich obrotów, ale emocji w nim tyle co na grzybobraniu. Nie brzmi również specjalnie dobrze.

Nie inaczej jest z układem zawieszenia. Superb korzysta z tych samych elementów, co reszta grupy VAG, ale w jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób jest niesamowicie beznamiętny. Tamte też nie zapewniają specjalnych wrażeń, ale w porównaniu ze największą Skodą gorzej wypada chyba tylko Renault Thalia. A może jednak nie?

Podróż, dzięki wielowahaczowemu zawieszeniu, jest komfortowa, ale to wszystko co z niej zapamiętałem. Wszystko jest banalne, lekkie i przewidywalne. W zasadzie na tyle, że nie chce się prowadzić. Ktoś zauważył, że to stopień pośredni między zwykłymi samochodami a ich wersjami autonomicznymi i jest to prawda. To pojazd dla kogoś, kto nie hamuje lewą nogą i nie czerpie radości z jazdy pod żadną postacią. Sportowy tryb jest pustym sloganem i nie przekłada się na żadną reakcję. Zamiast być jak Behemoth jest niczym Majka Jeżowska.

Niezaprzeczalną zaletą Skody Superb jest kwota jaką trzeba zostawić w salonie. Może sama w sobie nie jest niska, ale przy cenie wynoszącej sto tysięcy jest o dziesięć procent tańsza od podobnego VW Passat, nie wspominając już o tym, że Golf jest tańszy raptem o cztery tysiące bułek śniadaniowych, a przy czeskim samochodzie wygląda jak dziecięcy trzewik.

Skoda zatem wydaje się okazją stulecia, ale nią nie jest. Jeśli lubisz samochody albo rozmawiać o nich z kolegami to kiepski wybór. To kolejny poziom jeśli chodzi o nudę w życiu, wyższy nawet niż w przypadku dotychczasowego króla, Jetty. Wydając tyle na samochód masz konkretne oczekiwania i zamiast ich spełnienia dostajesz duże oraz sycące danie, ale bez krzty smaku. Ta myśl będzie uwierała niczym ziarnko piasku w prezerwatywie. Lepszą opcją jest nieposiadanie samochodu. Wówczas, chodząc pieszo, czy to w deszczu czy śniegu masz zapewnione jakieś emocje, najczęściej ukierunkowane w stroję przejeżdżających blisko kałuż pojazdów, ale jednak. I przynajmniej masz co opowiadać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *