Do końca świata i jeden kilometr dalej.

No i jak to mówią, nie walnęło. A chodzi o rzekomy koniec świata przypadający tym razem na 21 grudnia. Jak to zwykle bywa część się zabunkrowała, część wzięła kredyty na ostatnie zbytki i przyjemności, a mniej rozgarnięta reszta zabrała się za tworzenie ostatnich, czego trochę żałuję, że takimi nie są, rankingów. Powstał również ranking najlepszych samochodów na koniec świata. Wybrano (nie)szczęśliwą siódemkę w postaci od końca Lamborghini Murcielago Roadster, Mercedesa G diesel, Lexusa LS Hybrid, Volvo 760, Toyoty Tacoma, Lotusa Elise oraz zwycięzcy w postaci… helikoptera.

Śmigło darujmy sobie od razu, w końcu tu chodzi o samochody. Jeżeli weźmiemy pod uwagę kryterium wytrzymałości to włoskie Audi bez dachu będzie raczej słbym zabezpieczeniem w przypadku radioaktywnego opadu czy uderzenia asteroidy. Podobnie jest z klejonym Lotusem, który prawdopodobnie rozpadnie się na części przy nawet dość niewielkich wstrząsach.

Wybór elektrycznej Toyoty również jest słaby, skoro cała elektronika ma paść poprzez zmiany na słońcu to prawdopodobnie zginęlibyście nie wyjeżdżając jeszcze z garażu w pozycji lekko pochylonej nad kierownicą z przekleństwem na twarzy, co nie wyglądałoby zbyt estetycznie ani godnie.

Trochę niskie miejsce zajął stary znajomy, czyli Panzerwagen. Nie ma chyba drugiej tak twardej terenówki, nie SUV-a, która nawet w przypadku bezpośredniego starcia z kometą Halleya, a co dopiero Harleya, zawadiacko strząsnęła by kurz i ruszyła dalej pomiędzy kraterami szybciej i skuteczniej niż Curiosity. Wystarczy spojrzeć na crashtest. Problemem mógłby być tylko silnik, który z wrażliwości na paliwo i nadmiar wulkanicznego pyłu rozkraczyłby się bezradnie podczas przeprawy przez wiszący most uciekając przed niedźwiedziami-mutantami.

O Tacomie nie można zbyt wiele powiedzieć, gdyż jest głównie dostępna w Stanach, co sprawia, że lepszym wyborem jest Hilux, który przeżył wszystkie próby zgładzenia go przez Clarksona, nawet powódź czy upadek przyczepy kempingowej na dach.

Ostatnim rodzynkiem w rankingu jest Volvo 760, czyli S80 z lat 80-tych. Owszem, było niezniszczalne, ale jest idealne tylko dla nauczycieli geografii, bo tak właśnie się w nich wygląda. Tyle tylko, że wygląda w miarę jednolicie w przypadku upadku z 14 metrów, ale to wciąż samochód tych, co wiedzą gdzie leży Zanzibar.

Tak więc przeżycie, w którymkolwiek  z tych pojazdów byłoby raczej ciężkie. Można by próbować z Rosomakiem, ale pozostaje kwestia paliwa i zwrotności na zagruzowanych ulicach.

Za to można wybrać idealny samochód na ostatnią podróż. I mógłbym tu wymienić  dziesiątki Ferrari, kilka Aston Martinów i całą resztę nowych i starych aut, które sprawiłby, że z uśmiechem wjechalibyśmy w przepaść. Tyle tylko, że każdy z nas ma swoją ulubioną stajnię, więc tego typu dywagacje są bezsensowne i jałowe. Bo nawet najgorszy samochód byłby dla kogoś tym jedynym wymarzonych. Ale dość smędzenia związanego z za dużą ilością świątecznego ajerkoniaku. W końcu mamy sześć lat na zastanowienie się.

PS: A jeśli już chodzi o idealny samochód na koniec świata to polecam DeLoreana. Jest aluminiowy, więc nie pożre go rdza i w końcu zawsze można się cofnąć w czasie i przejechać się tym, co akurat jest najlepsze w danym okresie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *