Demokracja w Unii Europejskiej? Nie znaleziono. by Wojciech Dorosz on 26 lutego, 2023 in Felietony • 0 Comments Toyota przez lata ciężkiej pracy dorobiła się statusu motoryzacyjnego Midasa, stając się jednocześnie producentem numer jeden na świecie. Początkowo oferując nudne toczydełka, pod postacią Yarisa, Corolli czy Avensisa nie dość, że zbili majątek, to jeszcze zaczęli się bawić. Lata temu przewijała się Supra, Celica czy MR2, ale na ponad dwadzieścia lat nastąpiła posucha. Owszem, pojawił się LFA, ale miał inną metkę. Dopiero niedawno postanowili, że zmienią nieco swój wizerunek. GT86, czwarta Supra czy Yaris GR sprawiły, że nie musieliście już być na emeryturze, by wpuścili was do salonu.Splendor spływał także na mniej sportowe odmiany. Popyt na Yarisa Cross przerósł oczekiwania, mimo że bazowa wersja startuje od siedemdziesięciu pięciu tysięcy złotych. A nie dość, że to w gruncie rzeczy miejski samochód, jest także wyjątkowo pokraczny.Niestety wszystko może zmienić się przez aktywistów i na nic lata oferowania ekologicznego Priusa czy kolejnych hybryd. Amerykańscy aktywiści uznali, że to za mało, więc nawołują do bojkotu kupowania samochodów tej marki. Co jest o tyle dziwne, gdyż w proekologicznej Europie zaczynają dostrzegać, że chyba nie wystarczy prądu dla wszystkich. Niedawno w Wielkiej Brytanii stwierdzili, że niepubliczne punkty ładowania będą wyłączane w ciągu dnia na kilka godzin w trakcie szczytowego poboru. W miejscach, gdzie nie ma zbyt wielu ładowarek, trzeba często gnać przez pół miasta, by zastać widok blokującej Tesli albo dowiedzieć się, że stacja zwyczajnie jest nieczynna. W tym samym czasie kilka niemieckich miejscowości wpadło na pomysł, by opłata za parkowanie była wyższa dla cięższych samochodów. Nie wiem, jaka dla chodnika jest różnica czy parkujecie Audi A1 czy Q8, ale mając SUV-a zapłacicie pewnie więcej. Zostawiając e-trona także. Jednak w największej ilości bzdurnych pomysłów przoduje Francja, a konkretniej Paryż. Co prawda podwoili ilość ścieżek rowerowych, ale aby pozbyć się samochodów, zredukowali o połowę ilość miejsc parkingowych. Ograniczenie do trzydziestu? S’il vous plaît. Na autostradach do stu dziedzięciu? Avec plaisir. Za wszystkim kryje się chęć redukcji emisji CO2, ale pewnie chodzi o to, że na drogach szybkiego ruchu elektryki puchną wprost proporcjonalnie do spadającego zasięgu. Ale na tym nie kończy się dorzynanie paryskich kierowców. Francuscy socjaliści z Anne Hidalgo na czele stwierdzili, że jeśli nie macie ważnego powodu, by wjechać samochodem do centrum, powinniście zostać rozstrzelani. Może nie całkiem, ale zwyczajnie wam tego zakażą a już z pewnością przejazdów w stylu „C’était un rendez-vous”. Podobnie jak w Londynie, gdzie chcą pójść dalej a w zasadzie wolniej i ograniczyć prędkość w centrum do piętnastu mil na godzinę. Sęk w tym, że już teraz średnia prędkość ze względu na korki jest o połowę mniejsza.Zatem może to być ostatni moment by nie tylko cieszyć się jazdą ale i możliwością kupna Lexusa RC F z widlastą ósemką pod maską. Niestety poza silnikiem, aparycją oraz unikalnością względem konkurencji nie oferuje zbyt wiele. Trzyma się pewnie drogi, brzmi soczyście, aczkolwiek na krętej serpentynie, mimo zaawansowane technologii, objedzie go nawet byle szybki kompakt. Do tego przez cały czas będziecie mieli ochotę się ścigać, gnać i udowadniać sobie, że to w istocie samochód sportowy. A płacąc pół miliona będziecie chcieli, żeby był dobry.Tak dobry jak LS. Może i nie jest najnowszy, ale stylistyka nadal kładzie Mercedesa na łopatki. Kiedy Klasa S zmieniła się w Young Leosię a BMW w Natalię Siwiec z za dużym tym i owym, LS jawi się jako stateczna ostoja spokoju w nowoczesnym wydaniu. Zupełnie jak tradycyjny japoński dom z wi-fi i pluszową kanapą. Dodatkowo pieczołowicie zaprojektowany, gdyż sama atrapa przednia zajęła dwa tygodnie i składa się z pięciu tysięcy powierzchni. Reszta samochodu być może nie jest aż tak awangardowa, ale klientela oczekuje czegoś innego od limuzyny, stateczności i dostojeństwa. Owszem można utyskiwać, że jest zbyt nudno i prosto, aczkolwiek nikt nie narzeka na kaczkę z jabłkami, że nie wpisuje się zbyt dobrze w kuchnię fusion.Jak przystało na luksusową limuzynę, we wnętrzu znajdziecie dużo ściętych drzew i niezbyt żywych zwierząt. Pod względem nowinek technicznych LS także nie przypomina kalkulatora. Być może najnowsze Mercedesy czy BMW oferują coś nadto, ale w Lexusie bardziej skupiono się na nowych szwach tapicerki, by wywindować komfort na jeszcze wyższy poziom. Sama deska dla jednych może trącić myszką, w końcu nie ma stucalowego ekranu, a dla innych stanie się pomocnikiem a nie przeszkadzajką, w której trzeba gmerać by przywołać kamerdynera. Całość ma służyć i zapewnić komfort użytkowania, którego ze względu na nadmierną komplikację i chęć wywołania efektu „wow” na próżno szukać u konkurentów.W czasie, gdy główni oponenci oferowali silniki V12, japoński producent szedł drogą hybryd. Obecnie ze względu na naciski Unii Europejskiej także oni poszli w kierunku wyznaczonym przez Lexusa. Dumnie brzmiące oznaczenie w nazwie, 500h, kryje tak naprawdę trzy i półlitrowe V6, które wraz z silnikiem elektrycznym wespół generują niemal trzysta sześćdziesiąt koni mechanicznych. Wbrew panującej modzie zabrakło turbosprężarki. I chociaż osiągi bynajmniej nie są złe, a prędkość maksymalna słuszna, to czuć i słuchać, że relatywnie mała pojemność i niewielka moc zmagają się z masą własną ocierającą się o dwie i pół tony. Nie pomaga także czterobiegowy automat i elektronika symulująca sześć dodatkowych przełożeń. Przy chęci nagłego przyspieszenia silnik spalinowy musi wkręcić się na obroty, co zajmuje czas i przy okazji nie brzmi zbyt nobliwie. Dopiero rozpędzony do pewnej prędkości pokazuje swoje luksusowe i ekonomiczne oblicze. Średnie spalanie rzędu jedenastu litrów na setkę stawia pod znakiem zapytania diesla, którego i tak już nikt nie chce.Tak jak żaden Lexus LS nie urzeknie was sportowym prowadzeniem, tak żaden współczesny Mercedes nie zapewni wam takiego poziomu komfortu i wygody. Przejeżdżanie po miejskich nierównościach czy torach tramwajowych jest niczym gładzenie ręką aksamitu.A jest tego więcej. Fotele można regulować w niemal trzydziestu płaszczyznach, które także oferują kilka rożnych rodzajów masażu. Sięganie po pas bezpieczeństwa także jest passe, od tego jest dedykowany podajnik. Tylni przedział pasażerski oferuje przestrzeń godną apartamentu królewskiego, więc zaczniecie myśleć o zatrudnieniu kierowcy. Zwłaszcza, że kanapę w parę sekund można zmienić w leżankę.Oddanie kierownicy wydaje się dobrym pomysłem. LS jest nie tylko ciężki, ale także mało satysfakcjonujący w prowadzeniu. Co prawda nie gubi przyczepności, skręca całkiem dobrze, a hamulce sprawie zatrzymują sporą masę, ale nie spodziewajcie się po nim rześkości poranka. To czym Lexus może zaskarbić wasze serca to nienachalna uroda, doskonała jakość wykończenia, ponadprzeciętny spokój oraz uczucie obcowania z czymś, co zrobił człowiek a nie maszyna. Chociaż powstaje na linii montażowej jest niczym japońska katana, które wytworzenie wymagało wielu nakładów pracy i doświadczenia.Sęk w tym, że Audi A8 oferuje podobny kunszt wykonania. Być może nie jak z manufaktury, ale wszystko w nim jest perfekcyjne. Także jednostki napędowe. A jako, że będziecie prowadzić sami wybór okazuje się oczywisty. W końcu zatrudniacie szofera dopiero jeśli macie Rollsa.