Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.

Na początku listopada jest czas, żeby wspomnieć tych, którzy są już w innym, lepszym świecie. To sprawia, że z nostalgią i estymą patrzymy na chwile, gdy kręcili się gdzieś wokoło. To sprawia, że zacząłem sobie przypominać samochody, które z różnych względów odeszły w niebyt. Zostały skasowane przez księgowych, samych klientów, kryzys paliwowy lub z różnych względów.

Jednym z nich jest stary Ford Capri. W Stanach mieli Mustanga z potężnymi silnikami V8, a my w latach siedemdziesiątych dostaliśmy auto, które było stylizowane na muscle cara. Co prawda pierwsze dwie generacje były raczej słabe, za to ostatnia była jednym z najbardziej odjazdowych samochodów z napędem na tylną oś z tamtych lat. Zamiast ośmiocylindrowych fałek mieliśmy tylko V6, ale nadal sprawiały radość i były świetnym wyróżnikiem na naszych ulicach. I mimo, że nie kosztował furmanki pieniędzy i nie trzeba było sprzedawać własnych dzieci, żeby go kupić to bez obaw można było nim podjechać pod kasyno w Monte Carlo.

Kolejnym wielkim, w dosłownym znaczeniu, zapomnianym jest BMW E31, czyli znana „ósemka”. I nie, to nie błąd, że się tu znalazło. I to również nie jest prawdą, że kontynuacją serii jest „szóstka”, wszakże postała na bazie „piątki” i nie ma V12, więc nie może sobie uzurpować takiego miana. A sama „ósemka”? Praktycznie nie wiadomo czym miała być, na auto typowo sportowe była za ciężka, a na auto klasy GT zbyt bezpośrednia. Jednak nie przeszkodziło jej to w znakomitym trzymaniu linii i walce nawet z Ferrari. I te niezapomniane podnoszone światła oraz wersje CSI, które nie miały nic wspólnego z jakimś serialem. I tylko szkoda, że nie wypuszczono M8 i nie zrobiono sukcesora.

Każdy na słowo Porsche myśli 911. Owszem są świetnie, ale nadal produkowane. Chodzi mi o 928, które kłuło purystów marki z linii modelowej jak Natalia Siwiec w klasztorze. Bo nagle postanowiono wstawić silnik z przodu i zamiast słabego boxera wrzucić Mike’a Tysona w postaci V8 i mocami sięgającymi grubo ponad trzystu koni oraz nieco groteskowymi lampami z przodu. A dzisiejsza gama sprawia, że z jeszcze większym bólem wspominam tamto auto.

Fani „Szybkich i wściekłych” z pewnością od razu się domyślą o co chodzi. Weźmy klasyczny napęd, pancerne silniki turbo, nieograniczone możliwości tuningu i otrzymujemy kultową Toyotą Suprę. Najbardziej znaną i godną tego miana jest ostatnia, czwarta generacja, która miała wszystkie atrybuty bezkompromisowego samochodu sportowego. I do dzisiaj nie ma godnego następcy, podobnie jak Nissan 300ZX, pomijam próbę zrobienia elektrycznej wersji w przyszłości, a i nawet odwieczny konkurent w postaci Skyline’a zmienił się nie do poznania.

A skoro już o kultowych modelach z Japonii mowa to nie sposób wspomnieć o dwóch modelach Hondy. Pierwszym nieco narowistym była świetna S2000. Wszystko było w niej inne. Wolnossący wysokoobrotowy silnik o mocy 240 koni, przy dwóch litrach pojemności, wskaźniki rodem z „Nieustraszonego” i to nieokiełznane zamiatanie na każdym zakręcie. Nieco bardziej ucywilizowanym był NSX, czyli japońskie Ferrari, taki przydomek zapewniła konstrukcja rodem z włoskich supersamochodów. I był projektowany przy udziale nieodżałowanego Ayrtora Senny, w co jestem w stanie uwierzyć. Dzisiaj to chyba tylko marketingowa zagrywa, gdzie kierowca robi kilka kółek po torze i fleszach z aparatów.

Następnym wielkim nieobecnym jest Alfa Romeo GTV6. Owszem, była beznadziejnie wykonana i sprzęgło się zapiekało na postoju, ale wyglądało jak supermodelka i miało wspaniałe serce w postaci silnika V6. A to wszystko jako całość sprawia, że z pewnym niesmakiem patrzymy na nieco opasłe, powolne i nieco zezowane aktualnie produkowane Alfy.

Jest jeszcze jedno szczególne auto, które jest połączeniem francuskiej myśli technicznej i pewnej popularnej gry, a mianowicie Renault Alpine GTA. I dla młodszych wyjaśnienie, nie było to Renault z nagłośnieniem Alpine’a i padami zamiast kierownicy. Była to wariacja na temat tradycyjnego, dość ortodoksyjnego podejścia do samochodów. Mało tego, dzięki osiągom płynącym z turbodoładowanego silnika renówka mogła nadążać za Porsche.

I być może jest jeszcze wiele samochodów, które zniknęły nie tylko z ulic, ale również świadomości i są znane tylko tym co nocami siedzą na Wikipedii, ale to są te, które sprawiają, że jest mi smutno, że odeszły.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *