Siekiera, motyka, Jeep Compass, przez teren nie przewiezie nas.

Do tej pory głównie obrywało się wszelkiego rodzaju vanom. Nie ma bowiem lepszych samochodów by powiedzieć światu, że żona i dzieci weszły ci na głowę.

Jest jednak prężnie rozwijający się segment, który jest równie bezsensowny jak rączka przy suficie nad drzwiami. Są to wszystkie suvy, których jeśli by policzyć, na co jestem jednak zbyt leniwy, jest więcej niż z innymi typami nadwozia. Mercedes produkuje cztery różnej wielkości, podobnie BMW. Jeśli chcesz siedzieć wyżej kup sobie poduszkę, droga do twojego domu prowadzi przez wulkaniczny krater wybierz terenówkę. Zmagasz się z kompleksami? Życie z niedużą kiełbaską też może być udane.

Nie dość, że samochody pokroju Mitsubishi ASX i Lexusa RX nie posiadają reduktorów ani blokad mostów to często występują z napędem tylko na jedną oś. Równie przydatne w terenie jak garnitur w kolorze kości słoniowej. Wszystkie robią wiele rzeczy naraz przez co niemal w każdej są gorsze od samochodów z innymi nadwoziami. Spece od marketingu tak bardzo wzbudzili w was chęć posiadania suva, że nawet marki o tradycyjnym podejściu również zaczęły tworzyć coś co pobudzi ich sprzedaż. Nawet znany z robienia pełnoprawnych wszędołazów Jeep.

W Compassie na pierwszy rzut oka wszystko jest na miejscu. Grill z siedmioma żebrami, muskularna sylwetka oraz napis na tylnej klapie. Nie uniknięto jednak kilku wpadek. Stylistycznie samochód wygląda jak połączenie wszystkich dostępnych części w magazynie. Przód jest charakterystyczny, linię boczna psują różne zawijasy i doklejona klamka tylnych drzwi wraz z trójkątnym oknem. Tył jest niepodobny do niczego. Prawdę mówiąc mógłby z powodzeniem zostać doczepiony do jakiegoś Koreańczyka i nikt nawet by się nie zorientował.

Wnętrze rozczarowuje. Miejsca nie jest specjalnie zbyt dużo. Wszelkie instrumenty są zrobione pod rękę drwala żeby nie powiedzieć topornie. Klamki, przełączniki, wszystko jest duże. Kierownicę można regulować tylko w jednej płaszczyźnie, co jeszcze można wybaczyć. Gorzej, że kolumna jest mocno obudowana przez co zostaje mało miejsca na nogi, zwłaszcza prawą. Bagażnik również nie należy do największych, trochę ponad 300 litrów przykrytych tandetną roletą.

Nie uniknięto również kilku bardziej sromotnych wpadek. Podłokietnik lata jak chce. Kierownica jest całkiem przyjemna w dotyku, ale reszta materiałów przypomina produkt utylizacji plastikowych butelek. Wszystko jest twarde i ponownie toporne. Skąd oni to biorą?

Montaż podobnie nie stoi na wysokim poziomie i do tego przez masywną sylwetkę słupki zasłaniają naprawdę zbyt dużo, przez co cierpi widoczność.

Dwa plusy w postaci dobrej jakości systemu audio i poczucia, że wszystko można umyć wodą i naprawić przy użyciu młotka.

A podobny do niego w budowie jest silnik. To dwulitrówka o mocy 156 koni mechanicznych i nieco większej ilości niutonometrów. Do setki rozpędza się w ponad 11 sekund i kończy bieg przy 185 km/h. Do miasta wystarczy. Szkoda, że potrafi spalić więcej niż 12 litrów, co przy baku o pojemności 51 litrów wiąże się z częstymi wizytami na stacjach benzynowych.

Z podobnej epoki co silnik pochodzi skrzynia biegów. Dyplomatycznie można powiedzieć, że działa w swoim tempie jednak tak naprawdę jest ospała. Na nic zdaje się popędzanie czy ponaglanie.

Jako, że to suv nie ma się co spodziewać sportowych właściwości jezdnych. Zawieszenie zapewnia niezłe tłumienie nierówności i dość komfortową jazdę. Wszelkie jednak zdecydowane manewry powodują chybotliwość. Jeep lubi podpierać się o amortyzatory i przerzucać ciężar w zakrętach z jednej strony na drugą niczym huśtawka na placu zabaw z dwoma siedzeniami na przeciwnych końcach.

Żeby być jednak sprawiedliwym trzeba oddać mu to, że w jeździe po asfalcie do limitów prędkości i nie spiesząc się prowadzi się dość przyjemnie i bezpiecznie. Tragedii nie ma chociaż przeciwnicy w klasie potrafią być wyraźnie lepsi.

Jazda terenowa wiąże się z podejmowaniem poważnych decyzji i to już na etapie zamawiania. Chcesz automatyczną skrzynię biegów musisz wybrać wersję benzynową. Chcesz napędu na cztery koła jedyną opcją jest diesel. Tak, tak. W wersji benzynowej napęd przenoszony jest tylko na przednią oś. W Jeepie! To dość kuriozalne opcje wyboru, ale w drugiej strony ten silnik byłby prawdopodobnie zbyt słaby.

Leśne szutry pokonuje sprawnie. Dzięki ponad dwudziestocentymetrowemu prześwitowi nie zwraca większej uwagi na dziury. Potrafi dojechać dalej niż konkurenci o tej samej budowie. To jednak wszystko jeśli chodzi o jazdę poza utwardzonymi nawierzchniami.

Koła lubią buksować i oś poddaje się dość szybko. Czasem wzniesienia udaje się pokonywać przy pewnym rozbiegu, ale głównie należy pogodzić się z porażką i obrać inną drogę. Sorry, taki mamy napęd.

W porównaniu z konkurentami Jeep cenowo wypada odrobinę lepiej. Przy cenie zaczynającej się od 86 tysięcy złotych jest tańszy i dwie średnie krajowe. Podobnie jak topowa wersja kosztująca 106.

Problem jednak pojawia się przy wytłumaczeniu zakupu. Za pieniądze pozwalające kupić szybki kompakt czy pojemne kombi dostajemy samochód, który nie sprawdza się ani w mieście ani na trasie ani w terenie. Jest toporny w swoim charakterze, co nawet pasuje do Jeepa, ale właściciele pełnoprawnych wszędołazów z charakterystycznym grillem będą wiedzieli, że tylko udajecie mężczyzn żujących pszczoły. Dla nich będziecie stali jeszcze niżej niż wegetarianie. Dla reszty będziecie po prostu imbecylami, którzy ze wszystkich kiepskich suvów kupili najgorszy możliwy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *