Presja społeczeństwa.

Zacznijmy dzisiaj od wyjaśnienia tytułu. O tym, że duża grupa ludzi za sprawą swojego zachowania może wpływać na działania mniejszej grupy lub jednostki wie najlepiej Jarosław Kaczyński. Mógł się o tym ostatnio przekonać. Części obywateli nie spodobały się zmiany, jakimi chciał nas uraczyć. Chociaż manewr z odrzuceniem ustawy o podwyżkach cen paliw przypadł mi do gustu. Nadal mogę marzyć o Chargerze.

Ale jako że to jednak kątek motoryzacyjny a nie polityczny kierujmy się do meritum. W świecie motoryzacyjnym jest podobnie. Dużą rolę odgrywają tutaj specjaliści od marketingu ale ich sobie odpuścimy bowiem są zbyt zajęci tłumaczeniem sensu istnienia nowej Dacii albo jakieś nikomu niepotrzebnej motoryzacyjnej niszy.

Pewna prawda mówi, że samochód dla faceta jest przedłużeniem pewnej części ciała a dla kobiety dodatkiem do torebki. Nie ma powodu, żeby temu przeczyć. Jeśli tak jest, to znaczy że kierowaliście się czymś więcej w wyborze czterech kółek niż rachunkiem ekonomicznym. Niestety finanse są na pierwszym miejscu. Na drugim jest właśnie presja społeczeństwa. W pewnych kręgach nie wypada jeździć byle czym. Stateczni mafiosi wybierają Mercedesy a ci na dorobku BMW X6. A jeśli lubisz przepłacać i jeździć jak męski narząd rozrodczy wybierasz Audi. Nie mieścisz się na dwóch miejscach parkingowych? Ford ma coś dla Ciebie. I tak dalej. Kto jednak kupuje Alfy Romeo? Patrząc po wynikach sprzedaży chyba tylko członkowie zarządu grupy FCA. Albo dostają je w zamian za dywidendę. Giulia ma to zmienić.

Zacznijmy od wyglądu. Do tej pory był to jeden z nielicznych argumentów, który rekompensował kiepskie wykonanie oraz liczne niedoróbki i usterki. To rzecz gustu, i Giulia jest bardzo ładnym samochodem, ale obecnie znam ładniejsze. Mazda 6. Lexus IS. Infiniti Q60. VW Aerton. Kia Stinger. Każdy z nich w bordo, czyli flagowym kolorze Alfy Romeo, wygląda lepiej. Zresztą Insignia również. Co prawda nie powodują szybszego bicia serca połączonego z chęcią wyciągnięcia portfela ale niestety są temu równie bliskie co Giulia. Nawet Renault Thalisman wydaje się nieco bardziej interesujący.

Problem w tym, że Alfa powinna porywać wyglądem, ekscytować i odrobinę podniecać. Starsi pewnie pamiętają 156 i Passata B5 z przełomu wieków. Te dwa samochody dzieliła estetyczna różnica niewiele mniejsza od tej pomiędzy PO a PiS. Dzisiaj Alfa ma swój charakter ale nie jest niedoścignionym kanonem piękna, inni wiele nauczyli się przez ten czas. Można się czepiać, że tył przypomina Kię Optimę, a profil został ściągnięty z obecnej Serii 3. Można, ale w dzisiejszych czasach wypełnionych globalizacją to zjawisko powszechne. Niestety ale Alfa sama się do tego przyznaje używając w folderze zwrotu użytkowe piękno. Nie piękno dla samej urody i jestestwa. Raczej nikt z was nie usiądzie w garażu by kontemplować zgrabne kształty Giulii.

Podobne wrażenia będziemy mieli zasiadając we wnętrzu. Jest przestronne chociaż nieco brakuje miejsca względem lidera segmentu. Ma kilka wpadek jeśli chodzi o materiały wykończeniowe, ale w najczęściej dotykanych miejscach są miękkie, dobrze spasowane i bynajmniej nie przyczepione na ślinę. Pozycja za kierownicą jest idealna dla kierowcy o sportowej żyłce. Fotele są wygodne, zapewniają świetne podparcie na zakrętach, chociaż dla wysokich mają nieco za krótkie siedzisko. Deska rozdzielcza jest zorientowana na kierowcę, ekran nie przypomina doczepionego tabletu jak u innych tylko jest zgrabnie wkomponowany w konsolę. Na uwagę zasługuje dobrze leżąca kierownica bez udziwnień przejęta wprost z 500-konnej wersji. Całość jest przejrzysta, przyjemna dla oka i ergonomiczna. Ma nawet nieco włoskiego stylu. Sęk w tym, że za mało. Zasiadając nie poczujecie się diametralnie inaczej niż w Passacie. Brakuje dosłownie kilku akcentów, jak na przykład trzech zegarów z 156 czy 159 na środku, albo napisu „Benzina”. Teraz wnętrzu bliżej do pizzy połączonej z kuchnią fusion niż typowo włoskiej potrawy.

I niestety w tej wersji silnik nie poprawi waszych doznań. Pomijam fakt, że nie lubię diesli i średnio pasują do limuzyny, która chce być czymś więcej niż tylko środkiem transportu. Wielu rozczaruje fakt, że ze względu na pojemność łapie się na wyższą akcyzę. Rekompensuje to swoją oszczędnością w obchodzeniu się z paliwem. Poza tym jest żwawy i elastyczny. Nie jest jednak entuzjastyczny w tym co robi i albo to kwestia wyciszenia albo samej konstrukcji, ale jest nieco zbyt głośny na postoju i przy mocniejszym wciśnięciu gazu. Jeśli lubicie diesle będziecie zachwyceni. W innym przypadku wszystko co można o nim powiedzieć to to, że istnieje i napędza samochód.

Tak samo jako o ośmiobiegowej skrzyni ZF. Płynnie zmienia przełożenia, chociaż dwa pierwsze wydają się nieco zadługie. Ten konglomerat nie będzie pierwszym wyborem dla kierowcy, który cieszy się na każdą podróż. Sto osiemdziesiąt koni zapewnia osiągi tylko nieco gorsze niż w Golfie GTI a moment obrotowy robi wrażenie jednak po bułki częściej będziecie chodzili pieszo. Zmiany trybu jazdy zwanego przez Alfę DNA co prawda wyostrzają reakcję silnika, ale umówmy się to sztuka dla sztuki.

Wielu pewnie rozczaruje fakt, że zawieszenie w żaden sposób nie reaguje na zmianę w tryb sportowy. Przez cały czas jest dokładnie takie samo. A jest naprawdę dobre. Wielowahaczowe zawieszenie jest przyjemnie sztywne, acz nie pozbawione dozy komfortu przy przejeżdżaniu przez nierówności jak na carpaccio.

Układ kierowniczy jest czujny i precyzyjny, nawet w miejskiej jeździe i, co się szczególnie chwali, cały czas tak samo bezpośredni. Nie tak jak w starym Punto w trybie City.

W końcu dobra wiadomość, to pierwsza limuzyna Alfy od ośmiu tysięcy lat, która ma napęd na tylne koła. Porzućcie jednak nadzieję na zamaszyste zarzucanie tyłem, elektroniczny anioł stróż przez cały czas czuwa. Giulia nie chce się bawić, przez co aluminiowe łopatki pożyczone jak najmocniejszy silnik od Ferrari przy kierownicy są tylko i wyłącznie w celach estetycznych. Nie zmienia to jednak faktu, że samochód nie wydaje się wypuszczony na rynek o jedną generację za późno. Nie jest syntetyczny. Prowadzi się lekko, ale w każdej sytuacji Giulia jest zwinna i zwarta. Jest zdecydowanie bardziej neutralna niż Audi nie pozwalając sobie na wyjeżdżanie przodem. Przy tym jest mniej skora do zabawy. Na plus zasługują hamulce, które można dozować z zegarmistrzowską precyzją, mimo że nie pedał nie jest połączony z tarczami.

Najostrzejsza wersja na pewno znajdzie swoich fanów. Ale to podstawowe diesle i warianty benzynowe muszą udowodnić, że Alfa Romeo jeszcze się do czegoś w ogóle nadaje. Bazowa wersja, kosztując 160 tysięcy, jest wyceniona podobnie jak konkurenci segmentu premium. Wybierając kilka opcji łatwo dorzucić kolejne 50 tysięcy do rachunku. To dużo, ale wydaje się, że po roku nie będzie warta mniej od czerstwej bruschetty.

Z resztą ma kilka innych zalet, nie jest Mercedesem ani BMW, nie ma w sobie nic z Lexusa. Nie wydaje się od nich znacząco odstawać jednak w tej wersji, i mam nadzieję tylko w tej, zawodzi pod względem wzbudzania emocji. Nie chodzi o o wersję Quadrifoglio, ale 200-konna benzyna powinna być bardziej intrygująca. Chociaż odnoszę wrażenie, że najwłaściwsza byłaby wersja V6 bez turbo w eleganckim garniturze. Granatowa Giulia z wieloszprychowymi felgami wygląda znacznie lepiej i ma w sobie blask włoskich samochodów serwując ich urok i splendor.

Teraz chce się przypodobać wszystkim, przez co jest europejska, globalna. Ma za mało smaczków, za które uwielbialiśmy poprzednie modele. Przez to wyzbyła się nieco swojego ujmującego charakteru i nie daje już takiego poczucia wyjątkowości. Jest jak piękność, która została stworzona, przemyślana i zaprojektowana, a nie pownieważ taka się urodziła. 156, 159 i inne Alfy wymagały pasji, która wiele razy okazywała się szewska. Ale zapewniały emocje, a to obawiam się, że z Giulii czyni świetny samochód i średnią Alfę Romeo.

Jak brzmi ostateczny werdykt? Wielbiciele jedynej słusznej motoryzacji będą forsować pomysł, że Alfa Romeo nadaje się tylko na złom, podczas gdy Alfisti będą uważać ją za Święty Graal. Prawda jest taka, że nikt nie ma racji i Giulia jest po prostu naprawdę dobra.

Odrobinę inspiruje się włoskim stylem dodając do tego dozę mechanicznej precyzji. Z chęcią postawiłbym ją przed domem. Problem tylko, że nie była pierwszym wyborem. Na razie Insignia wydaje się odrobinę lepsza.

  2 comments for “Presja społeczeństwa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *