Tag: audi

Nowe Audi TT ma niewiele wspólnego z kaszanką.

Na świecie zapanowała dziwna moda na sport. Niby nic w tym złego, podobno jest zdrowy. Chociaż te wszystkie odciski i płytkie oddechy. Ale jednak mimo to większość biega, a już w ogóle super jak ktoś ma nieco ponad czterdzieści kilometrów do pracy. Miasta wytyczają nowe ścieżki zdrowia, które pewnie niedługo będą biegły obok buspasów. Sklepy z odzieżą sportową przeżywają rozkwit, a producenci nie nadążają z produkcją spodenek z lycry uwydatniających to, żeńskie, i, co gorsza, owo męskie. W każdym bądź razie jeśli nie uprawiasz sportu nie jesteś trendy. Dlatego też dzisiaj wszystko obok swojej nominalnej nazwy na przydomek „sport”.  Sportowa kaszanka, długopis ze sportowym uchwytem, a nawet sportowy papier toaletowy. Nawet sport okazał się za mało sportowy i teraz jest sportowy sport.

Producenci samochodów nie są gorsi. Każde kombi to teraz Sport coś tam mimo, że ma ze zwinnością tyle samo wspólnego co autor z lotami w kosmos i to mimo, że ten ma czasem niezły odlot.

Rynek samochodów w nadwoziu coupe niemal zawsze się kojarzył ze sportowymi samochodami z prawdziwego zdarzenia albo wielkimi, kosztującymi walizkę Pineider  pieniędzy luksusowymi autami GT. Wszelkie próby kończyły się jak trzecia generacja Seata Toledo uznawana za sedana, czyli groteskowo.

Jednak w 1998 roku Audi postanowiło zrobić tanie coupe według własnej receptury. Rezultatem było niewielkie TT na bazie A3, a faktycznie Golfa. A jako, że kilka ich sprzedano osiem lat później zaprezentowano drugą generację. Po licznych zabiegach odmładzających druga generacja wchodzi w ostateczną fazę produkcyjną.

Aktualny model po wszystkich liftingach nadal wygląda tak samo. I nie mam nic do linii stylistycznej Audi. Jest udana, a wielki przedni grill to hit ostatnich lat. Jednak kształt jajka nie jest zbyt szykowny, sportowy ani też gustowny. Owszem, to pewna wariacja, ale większe A5 wygląda o wiele lepiej. I wcale nie pomaga tutaj podnoszący się tylni spojler. Concorso d’Eleganza Villa d’Este  z pewnością nie wygra, a i za parę lat klasykiem się nie stanie.

Wnętrze wygląda lepiej, ale ci co siedzieli w A3-ce zaraz poczują się zawiedzeni. I nie mam nic do deski kompaktu z Ingolstadt, ale to z TT jest bliźniaczo podobne. Są pewne niuanse, ale kawałek plastiku obok pasażera na centralnej konsoli to zbyt mało. Przynajmniej jest dobrze wykonane i czuć na co poszły pieniądze.

Audi wyszło naprzeciw każdej grupie motoryzacyjnych maniaków jeśli chodzi o silniki. Właściwie brakuje tylko hybrydy.  Dwulitrowe TFSI napędza większość modeli koncernu VAG. Uwielbia obroty, ma wystarczająco dużo mocy i momentu obrotowego, a w połączeniu z napędem na cztery koła i skrzynią DSG nazywaną w Audi S-tronic świetnie sprawdza się w każdych warunkach. Teraz, gdy pogoda za oknem bardziej nadaje się na pojazd z płozami, TT jest szybsze niż nawet dwa razy mocniejsze samochody.

W czasie jazdy nie odczuwa się dyskomfortu. Co prawda zachowano pewną dozę sportu, ale nie jest to samochód dla ulicznych chuliganów. Jest bardziej nastawiony na szybkie przemieszczanie się i bezpieczne pokonywanie zakrętów. Zapewnia pełno trakcji i jest bardzo stabilne.

Jest jednak jedna denerwująca rzecz jeśli chodzi o niemal każdy model Audi. Podsterowność. Każdy model z Ingolstadt zaprojektowano tak, że wyjeżdża przodem i to niezależnie od ciężkości motoru i rodzaju napędu. Tak działa „Przewaga dzięki technice” na rzecz bezpieczeństwa.

Problemów z zatrzymaniem w Audi nie ma. Jednak jeśli miałbym na cokolwiek narzekać to na pedał hamulca, który jest zbyt głęboki i miękki, ale są gusta i guściki.

Sto siedemdziesiąt tysięcy to dość sporo za podwozie Golfa. Co prawda mamy tu napęd na cztery koła, dwusprzęgłową skrzynię i niezłe osiągi, ale jest trochę drogo. No i to dopiero początek zabawy w konfiguratorze. Kilka skórzanych elementów  tu, karbonowych tam, dobre audio, większe felgi i parę gadżetów pokaźnie windują cenę.

Audi przez lata robiło wiele, żeby TT w końcu było uznane za pełnoprawny samochód sportowy. Wrzuciło V6-tkę, wzmocnione turbo V5, wyrzuciło tylne siedzenia, ale wizerunek samochodu zawsze był bardziej dziewczęcy albo fryzjerski. W przypadku 8J jest lepiej, ale definitywnie brakuje w nim pieprzu. Jest zbyt zachowawcze i wyważone, żeby być samochodem stricte sportowym. Co nie przeszkadza mu być świetnym Audi.

 

W końcu odrobina zabawy jeszcze chyba nikomu nie zaszkodziła.

Z prawdziwymi samochodami sportowymi powinno być tak, że emocje, które zapewniają kierowcy będą po stokroć większe niż te wywołane przez rzekome Porsche dla Policji albo odwołanie Ministra Transportu. Sęk jednak w tym, że przez ostatnie 10-15 lat większość z nich intryguje tak jak najnowszy model pralki albo lodówki. I ktokolwiek jeździł chociaż jednym z przedstawicieli takich aut z różnej epoki doskonale wie o czym piszę.

I wcale nie chodzi o to, że mam jakąś fazę na stare samochody. Ani to, że są bardziej charyzmatyczne czy posiadają coś z człowieka, czyli namiastkę duszy. Chcę żeby samochód był niezawodny, chociaż to słaby argument w przypadku nowych modeli. Ale są za to dobrze wykonane, bogato wyposażone, bezpieczne i nie wymagają wizyty u dentysty po każdej przejażdżce po polskich drogach. Jednak ich problem polega przede wszystkim za zbytniej natarczywości.

Kiedyś jedyne co nas ratowało w sytuacji podzderzakowej to resztki rozumu, instynktu samozachowawczego i cieniutkie arkusze blachy na karoserii. Nie było poduszek powietrznych, ABS-u czy też ESP.

I absolutnie nie mam nic przeciwko montowaniu ich w samochodach. Nawet sportowych. Opanowanie na przykład Porsche 997 GT2 RS czy 996 GT2 per „Widow maker” bez jakiejkolwiek pomocy elektronicznych stróżów graniczyło z cudem i wymagało chociaż tysięcznej części umiejętności sir Stirlinga Mossa. A biorąc pod uwagę ogólne pojęcie o hardcorowym prowadzeniu na świecie, w tym i moim, oznaczało pewne skorzystanie z usług najbliższego NFZ-tu.

Podobnie jest z autami pokroju Vipera, Mercedesów AMG czy właściwie każdego samochodu, który ma więcej niż 300 Nm i napęd na tył. Chociaż osobiście uważam, że taki moment obrotowy jest gorszy, gdy jest na przedniej osi. Wtedy na zakręcie siła odśrodkowa powoduje zwiększenie promienia skrętu przez co widzimy drzewo, w które za kilka milisekund uderzymy. W przypadku nadsterowności przynajmniej zabawimy się jak na rollercosterze.

Skoro więc chcę montowania elektronicznych systemów zapewniających bezpieczeństwo w samochodach sportowych to gdzie problem? Winne jest temu wszystkiemu lobby, modne ostatnio słowo, specjalistów BHP, osobników o zawodzie syna i wszyscy smutasy. Cała ta zgraja powiela błędy nazistów i komunistów, którzy postrzegali zabawę i radosne spędzanie czasu jako przestępstwo.

I tym zgrabnym i przydługim wstępniakiem przechodzimy do dzisiejszej bohaterki. Audi R8 anno domini 2013 wygląda w zasadzie tak samo. Wyjątkiem są bardziej ledowe lampy z przodu i z tyłu. Wnętrze jest w zasadzie identyczne. Podobnie jest z silnikami i świetnym prowadzeniem.  Jedyną istotną zmienioną rzeczą wartą odnotowania jest tym razem niewyłączalny system ESP. W samochodzie stricte sportowym o mocy ponad 500 koni mechanicznych. To tak jakby nasza własna rodzona żona zaprosiła do domu dwie prostytutki, zaprowadziła do sypialni, położyła pięć stów na stoliku i zapowiedziała własne wyjście na miasto na dwie godziny. A na końcu zakazała nam ich dotykać.

I tak sytuacja wygląda w większości obecnie dostępnych samochodów. Producenci wyszli naprzeciw kasiastym Bożydarom, którzy przed klubami chcą wyrywać lachony pozując na Schumachera. Łopatkowa skrzynia biegów sama zmieni bieg, Launch Control pozwoli nie zbłaźnić się na światłach w pojedynku z podrasowanymi Civicami i Golfami 1.6 w wersji polskie GTI, a ciągle czuwające ESP pozwala odpowiednio przejechać Karową lepiej niż Hołek.

Na normalnej drodze, w zimie chcę, żeby jakiś elektroniczny stróż czuwał nad tym wszystkim. Za to na torze, czy też w przypadku jakiegoś zlotu na płycie lotniska chcę się do woli wyszaleć, wchodzić w zakręty ze zbyt dużą prędkością i koszącą trajektorią przejazdu. W końcu odrobina zabawy jeszcze chyba nikomu nie zaszkodziła. Czy to tak trudno pójść w tym względzie śladem Ferrari i zaproponować kilkustopniowe czuwanie wszystkich systemów? Podejrzewam, że nie, ale zabawa w niemieckim aucie? Nein, danke.