Clarkson Jeremy „Diddly Squat” – recenzja.

Jeremy Clarkson rokrocznie publikuje dwa rodzaje książek – recenzje przetestowanych samochodów lub własne spostrzeżenia na temat otaczającej rzeczywistości. Z racji globalnego zamknięcia te pierwsze były trudne do zrealizowania, więc dziennikarz opisał rok ze swojego życia na własnej farmie. Nie żeby w ciągu tego czasu został lub wcześniej był uznanym bądź dyplomowanym agronomem. Zwyczajnie kilka lat temu zakupił kawał ziemi, na której nie robił niczego lub miał od tego ludzi. Jest zatem idealnym kandydatem to tego typu pracy. Nie zważając na ten niuans oraz awersję do prac fizycznych postanowił samodzielnie zakasać rękawy. Częściowo pod czujnym okiem kamer Amazona. I jeśli śledziliście ten miniserial, książka wydaje się całkowicie zbyteczna. W żaden sposób nie poszerza historii ani też nie mówi o niczym nowym. Szczególnie, że jest dość krótka. Co prawda nie jest nudna, Clarkson potrafi pisać i „sprzedać” każdą historię i jeśli ktoś pierwszy raz styka się z rolnym Clarksonem może całkiem nieźle spędzisz jedno lub dwa popołudnia. Jeśli zatem nie oglądaliście ośmioodcinkowego show albo jesteście fanatykami Brytyjczyka znajdziecie coś dla siebie. W innym przypadku znacznie lepiej zasiąść przed telewizorem.

Ale książka ma też jedną zasadniczą wadę, nie jest zbyt zabawna. To co stanowiło znak rozpoznaczy Clarksona, czyli humor, cięta riposta oraz sarkazm, nadal są obecne ale w zdecydowanie mniejszej ilości i ograniczonej formie. Nie wiem czy to kwestia wieku, doświadczeń czy też poprawności politycznej, ale jest gdzieś między dawnym stylem a szkółką niedzielną. Strach będzie zatem sięgać po jego kolejne publikacje.


***

zły – *, słaby – **, dobry – ***, bardzo dobry – ****, wybitny – ****

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *