Świetna wiadomość.

Niedawno Lotus wykastrował większość swojej gamy modelowej, wyciągając wtyczkę z linii produkcyjnych Exige’a i Elise, by włożyć ją w port ładowania Eviji. To naturalnie sprawiło, że wszystko mocno się skomplikowało, zrezygnowano z lekkich i zwinnych samochodów na rzecz bastionu udawanej ekologii.

Ale nie to jest irytujące, bowiem mam nadzieję, że za parę lat będziemy świadkami odwrotu od „elektryków”. Znacznie bardziej deprecjonujące korzystanie z samochodu jest nadmierna komplikacja jego obsługi. Nie twierdzę, że za czasów korby zamiast rozrusznika było lepiej, ale to co dzieje się obecnie zakrawa na lekką przesadę. Co potęguje zjawisko nie jestem jeszcze nawet w średnim wieku, więc powinienem sobie z tym poradzić bez tytułu doktora informatyki. Sęk w tym, że nie mam zwyczajnie czasu i ochoty poznawać zawiłego menu każdego modelu. Jest to na tyle silne, że wolałem jechać w zimnym wnętrzu przy minusowej temperaturze, bowiem zmiana temperatury w nowej Octavii trwa wieki.

Używam iPhone bowiem wiem, gdzie znajdują się najpotrzebniejsze funkcje. Nie mam czasu na poznawanie Androida, mimo że dla wielu jest obiektywnie lepszy. Podobnie jest z Macbookiem. I może bym się przemógł gdyby nie fakt, że wszystko działa. Tak też powinno być z samochodem, jak w reklamie Hondy sprzed paru lat zakończonej stwierdzeniem, że miło jest, gdy wszystko działa.

Cała ta epopeja zaczęła się od BMW E65, psucia się i komplikacji. Przez lata wielu producentów dzielnie broniło mnogości przycisków na desce rozdzielczej, by ostatecznie montować ekrany z trudnymi do ogarnięcia systemami nawet w tanich modelach. Na dodatek zabrania się nam korzystania z telefonu w czasie jazdy, ale już smyranie ekranu w celu zmiany ambientowego oświetlenia wnętrza jest w porządku. Na dodatek ekrany często są mało responsywne, nie oferują opcji wyświetlania jaka was interesuje, a nic bardziej nie świadczy o lenistwie producenta jak duży wyświetlacz, który znajdziemy w każdym nowym samochodzie na rynku.

Dlatego też myślałem, że jakiś tani model w postaci na przykład Dacii Sandero będzie miłym powiewem starej szkoły. Okazało się jednak, że nie jest nawet zefirkiem, bowiem rumuński samochodów nie jest bynajmniej w średniowieczu, tkwi bardziej w przeszłości, kiedy premierę miało poprzednie Clio. Jak widać magazyny Renault miały pełne półki części. Zatem mamy ekran, możliwość korzystania z Apple CarPlay czy słuchania muzyki przez serwis streamingowy. Są nawet dwa porty USB. Zamki mogą się także automatycznie ryglować po oddaleniu się kierowcy z kartą, ale w końcu to niemal francuskie auto i do tego produkowane w Mioveni, więc sami wiecie, co chwilę będziecie sprawdzali czy aby na pewno drzwi się zamknęły, podchodząc przez co sygnał je automatycznie otworzy.

Z drugiej jednak strony w końcu to tani samochód, więc czepianie się nie powinno być na miejscu. W końcu za czterdzieści tysięcy możecie wyjechać z salonu czymś nowym, a nie chełpić się powypadkowym E90. Co prawda Dacia w miarę upływu lat zaczęła liczyć sobie więcej za własne wyroby, ale także względem pierwszego Logana dokonała prawdziwego skoku, pod każdym względem. Sandero trzeciej generacji jest lepsze od poprzedniego, a już posiadanie tamtego nie było powodem do wstydu. Co prawda także nie nobilitowało, ale skręcało, hamowało, jakoś przyspieszało i przy okazji nie wybuchało. Obecne to także nie ekwiwalent karnego jeżyka. Tak, plastiki nadal są tanie i twarde, a fotele miękkie tak jak łóżko wodne, ale wszystko wydaje się solidnie przymocowane. Jeśli wybierzecie kilka opcji dodatkowych podczas konfiguracji okaże się, że wasze wymarzone Sandero nie jest bynajmniej takie złe.

Jednak czy istnieje coś takiego jak wymarzone Sandero? Nie znam nikogo, kto powiedziałby, że robiąc nadgodziny będzie mógł sobie pozwolić na lepszy silnik. Kogoś, kto zasypia mając je przed oczami, kogoś kto powiesi sobie plakat nad łóżkiem, albo zaparkuje kawałek dalej by nikt nie obtłukł jego nadwozia. Albo odwracającego się by jeszcze raz na niego spojrzeć zostawiając na parkingu.

A to po części błąd, gdyż ta Dacia ma w zasadzie wszystko, czego można oczekiwać od samochodu na co dzień. Jeśli rzucicie w salonie monetą dostaniecie podgrzewane fotele czy automatyczną klimatyzację. Przestrzeni dla kierowcy i pasażerów także nie zabraknie, może tylko bagażnik mógłby być nieco większy, a złożona kanapa nie tworzyć takie progu. Pozycja za kierownicą także jest nieco za wysoka, ale większości to w ogóle nie będzie przeszkadzało, zresztą to obecnie w modzie.

Podobnie jak chęć oszczędzania i ekologia, które jeśli także są waszym priorytetem zostaną zaspokojone przez wersję zwaną TCe, która dzięki fabryczne instalacji gazowej ma o dziesięć koni mechanicznych więcej i o tyleż samo momentu obrotowego, względem tańszej raptem o tysiąc złotych. Oczywiście mamy tu tylko litrowy silniczek o trzech cylindrach, ale cóż z tego jeśli ma większą kulturę pracy niż Ecoboost oraz więcej chęci do jazdy niż taki, jaki znajdziecie w Corsie czy Astrze. Niewielki motorek nie wibruje ponad miarę, a obroty nabiera chętnie, robiąc to błyskawicznie, a jakby tego było mało brzmi zadziornie. Może nie jest to najprzyjemniejszy dźwięk na świecie, ale przynajmniej nie jest wzbogacany przez żadną membranę czy głośniki. Skrzynia biegów także jest lepsza niż w wielu innych samochodach, nawet Ford obecnie potrafi robić gorsze, a przełożeń ma sześć, czyli o jedno więcej niż Fabia 1.0. TSI.

Sandero zostało pomyślane głównie jako samochód miejski, więc na autostradzie przeszkodą będą niewielki zasięg butli, dość kiepskie wyciszenie i wysokie spalanie. Na Nürburgring także nikt się nim raczej nie wybierze, zresztą nie do tego zostało stworzone. W mieście pozytywnie będzie was zaskakiwać łatwość manewrowania połączona z niewielkim promieniem skrętu, a poza nim wygodne zawieszenie. Samochód prowadzi się lekko i wbrew oczekiwaniom, nie zachowuje się nerwowo.

Nadwozie Dacii także nie prezentuje się źle, wygląda całkiem nowocześnie, jest zgrabne i ma coś, czego do tej pory na próżno było szukać w rumuńskiej marce, polot. Ma nawet kilka designerskich smaczków a nowoczesności dodają ledy do jazdy dziennej. Z tyłu nawet dość mocno przypomina Polo, więc nikt nie powinien wytykać was palcami.

Sandero to obiektywnie szczery i dobry samochód. Na tyle, że konfiguratora nie trzeba włączać w trybie incognito przeglądarki. Topowa wersja nie będzie zawalidrogą, a przy okazji zadba o wasz portfel. Wyposażenie także jest w porządku, dostajecie dokładnie to za co zapłaciliście. W czasach, gdy ceny samochód poszybowały do przesadzonych kwot to jedna z niewielu możliwości wyjechania z salonu czymś nowym, co będzie konkurencyjne, bezpiecznie i spełniające pokładanie w nim nadzieje. Fakt, że nie można się po nim spodziewać niczego spektakularnego niewiele zmienia. A może właśnie spektakularnym jest to, że za relatywnie nieduże pieniądze otrzymacie sporo samochodu. I wcale nie trzeba być działkowcem ani grzybiarzem by je docenić. A że marka nie jest prestiżowa i nie przynosi splendoru właścicielowi? Cóż, Skoda, Ford, Opel, Renault czy inni także nie są powodem do chluby.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *