Nowa marka, znany model, stary przepis.

Nowi producenci samochodów, jak Koenigsegg, Rimac czy Hyperion zaczynają zdobywać świat i serca fanów motoryzacji od czegoś naprawdę szybkiego, niewygodnego i okrutnie drogiego. Inną drogę obrała marka wydzielona z Seata, czyli Cupra. Nie zaserwowali jakiegoś ostrego Leona czy nawet Ibizy, a średnich rozmiarów SUV-a na bazie Tiguana, który z pewnością nie wzbudza emocji.

I patrząc na standardową Atecę, sygnowaną logo Seata, nie sposób odnieść identycznego wrażenia. Co prawda wygląda lepiej niż VW i Skoda, z którymi dzieli wiele elementów, ale w gruncie rzeczy to tylko praktyczny i nieco bezpłciowy samochód, wybierany z rozsądku a nie dlatego, że serce wam tak podpowie. Nawet Antoni Gaudi nie zrobiłby z niego czegoś na miarę Park Guel czy Sagrada Familia. Na domiar złego sztandarowymi kolorami są szary i miedziany, wpadający bardziej w rudy czy brąz, niż żywy pomarańcz. Słowem monotonny i drętwy SUV w najbardziej bezpłciowych barwach. Zapomnijcie o Leonie pierwszej i drugiej generacji, które były oferowane odpowiednio w żółtych i limonkowych barwach.

Otóż błąd. Szary przywodzi na myśl Reventona czy Sesto Elemento, a kontrastowe felgi oraz dodatki dodają jeszcze więcej teatralności i pantominy. Linia stylistyczna czerpie pełnymi garściami z języka designu Lamborghini, chociaż sam przód kształtem jest bliski Velara od Land Rovera. Do tego dumny napis Cupra na przednim zderzaku niczym Quattro z najszybszych modeli Audi RS. Na tle wystylizowanego przodu linia boczna jawi się nieco nudno, kształt typowy dla średniej wielkości SUV-a wzbogacony tylko listwami i dominującymi nad całą resztą dziewiętnastocalowymi felgami. Zwieńczeniem Ateci jest tył łudząco podobny do Skody Kodiaq. Na szczęście przyprawy od Cupry sprawiają, że wygląda nieźle, cztery prawdziwe końcówki układu wydechowego Akrapovic, sporych rozmiarów spojler i wyloty powietrza, te niestety sztuczne. Podobnie jak dyfuzor. Nie zmienia to faktu, że tył jest masywny niczym z Q7, wyglądając bojowo. A jeśli przy wyborze opcji waszego egzemplarza nie poskąpicie dilerowi niczym wiedźminowi grosza, zostanie zaopatrzony w to i tamto w karbon, przez co całe nadwozie będzie wyglądało naprawdę drogo i agresywnie.

Na tle nadwozia kabina wygląda niczym ubogi krewny. Standardowo wnętrze jest ciemne, przez co sprawia przygnębiające wrażenie, a uczucie taniości potęgują niezbyt dobrej jakości plastiki, które w wielu miejscach wydają się o kilka klas niżej niż w Skodzie. Po sportowym SUV-ie za ponad dwieście tysięcy złotych naprawdę można oczekiwać więcej.

Podobnie jak indywidualnych cech, zarezerwowanych wyłącznie dla Cupry. Owszem, jeśli zainwestujecie kilka tysięcy rozsiądziecie się w kubełkowych fotelach, które mają nawet funkcję grzania i wentylacji. Gdy chcecie się poczuć jak Fernando Alonso, ale nie do końca. Inne akcenty to dodatkowy tryb sportowych cyfrowych zegarów, które są w standardzie, oraz faktura plastików na kierownicy i paru innych miejscach udająca włókno węglowe. Naturalnie dla samochodów grupy VAG otrzymacie sporo przestrzeni, wspartej praktycznością i ponadprzeciętną ergonomią. Ale to nieco tak, jakby używać wursta zamian fuetu i twierdzić, że nie czuć różnicy.

Przepis na szybką Atecę jest typowy dla wszystkich modeli grupy VAG, dwulitrowy turbodoładowany silnik, skrzynia DSG i napęd na cztery koła przenoszony za pośrednictwem sprzęgła Haldex. Mimo masy własnej siegającej półtorej tony, trzystu konna jednostka pozwala Atece w przyspieszeniu iść łeb łeb z Porsche Macan S, który ma litr pojemności i pięćdziesiąt cztery konie mechaniczne więcej. W każdym zakresie imponuje elastycznością oraz chęcią pokonywania kolejnych cyfr na obrotomierzu. Osiągi robią jeszcze większe wrażenie wówczas, gdy uświadomicie sobie, że jest niewiele wolniejsza od Mustanga, i nie mam tu na myśli wersji Ecoboost tylko pełnoprawne V8. Zważywszy na parametry pali rozsądne ilości paliwa, chociaż irytuje mały zbiornik paliwa. Podobnie jak dźwięk wydobywający się z wydechu, choć oferuje przyjemny dla ucha w miarę basowy bulgot to zdecydowanie brakuje mu głębszy ton wydechu.

Jako że Ateca jeśli chodzi o technikalia bazuje na Golfie R, w dużej mierze prowadzi się tak samo jak on, tylko cięższy i z wyżej położonym środkiem ciężkości, mając przy tym zdecydowanie więcej uroku. A generacja 7.5 to jeden z najlepiej prowadzących się gorących hatchbacków. Naturalnie Golf czy nawet Leon wiele zakrętów pojedzie szybciej niż Ateca, ale i tak jest wystarczająco dopracowana i kompetentna by połechtać wasze spragnione sportowych doznań ego. Na tyle, że czasem daje się zapomnieć iż to w istocie spory SUV, czemu zdaje się przeczyć wysoka pozycja za kierownicą. Zasługa w tym krótkiego układu kierowniczego, obniżonego o dwa centymetry względem serii adaptacyjnego zawieszenia o zmiennym tłumieniu oraz relatywnie niewielkiego rozstawu osi, pozwalającego z łatwością pokonywać ciasne zakręty. Wszystko to sprawia, że Ateca nad wyraz dobrze kontroluje swoją masę, pozostając przez cały czas neutralną nawet pomimo gwałtownych zmian kierunku. Całość została ustawiona pod bezpieczeństwo i stabilność, napęd na cztery koła bardziej niż na tor nadaje się na jesienną słotę. W terenie także za wiele nie zdziała, aczkolwiek bez przeszkód uda się wam dojechać na działkę.

Elektronika przez cały czas czuwa nad poczynaniami kierowcy, także po wyłączeniu stabilizacji toru jazdy, który tak naprawdę nie jest wyłączony, także w trybie Cupra, będącym jednym z pięciu predefiniowanych. Chcąc być ulicznym chuliganem Ateca zaczyna płużyć przodem, spowodowaną upartą podsterownością, dopóki smyczy nie zwinie elektronika, ale taka jest polityka koncernu. Dulce vita? Niemals in meinen Leben.

Jeśli zaś szukacie zwykłego i pojemnego SUV-a będziecie Cuprą rozczarowani. Już zwykła Ateca ma dość sztywne zawieszenie i chociaż Cupra wybiera nieźle nierówności to raczej nie zapewnia komfortu tłumienia godnego kanapy. Na dodatek szerokie opony są dość głośne, a jedno wdepnięcie pedału gazu sprawi, że szybko stracicie prawo jazdy.

Okolice dwustu tysięcy złotych za średniej wielkości SUV-a nieznanej marki to dużo. Nawet jeśli ma logo tajnej organizacji z któregoś filmu o Bondzie albo Decepticonów. Ale po części w tym siła, bowiem większość ludzi wodzi za Cuprą wzrokiem. Usprawiedliwieniem są osiągi, które pozwolą wam utrzeć nosa większości kierowców, a modele konkurencji z podobnymi kosztują znacznie więcej. Chociaż w Cuprze za nic nie dostaniecie siłowników podtrzymujących maskę. Opcji jest kilka spośród których należy wybrać kubełki, świetne hamulce Brembo oraz karbonowe elementy, dodające rasowości.

Czy jednak osobna marka ma sens? Cóż, marketingowy pewnie ma. Ale zrobili z niej coś, czego nie dało się z Seatem, zapewnia emocja wzbogacone smakiem zabawy i lekkiej dezynwoltury, naturalnie w bardzo kontrolowany sposób. Przez to ma więcej codziennego uroku niż nawet SUV-y spod znaku BMW M. A to wszystko za więcej niż przystępną cenę. Gdyby jeszcze dodali więcej charakteru i lepsze materiały wykończeniowe byłoby idealnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *