Gdzie są moje okulary?

W Polsce podobno średni wiek samochodu to czternaście lat. Całkiem sporo i raczej nie jesteśmy miłośnikami klasyków. W końcu aby kupić coś z salony trzeba wysupłać sporo pieniędzy. Niestety innego zdania jest minister gospodarki Janusz Piechociński, który zamierza zachęcić, ergo zmusić Polaków do kupowania nowych samochodów, więc nie dość, że wzrośnie jednostkowe zadłużenie to i serwisy zarobią. W końcu stary Golf czy Corolla będą znacznie wytrzymalsze niż ich aktualnie produkowani następcy. Nie mówiąc już nieśmiertelnych taksówkach na bazie W124, które przejechały miliony kilometrów.

Jeśli by wziąć do ręki niewydawany już chyba katalog Prego to jestem pewien, że w porównaniu z 2005 rokiem dzisiaj miałby dwa razy większą objętość. W ciągu kilku ostatnich lat powstało tyle nowych samochodów i nisz, że można dostać pomieszania zmysłów od możliwości wyboru. Limuzyny każdej wielkości, sportowe coupe i klasy GT, szybkie i duże suvy, vany o zdolnościach autobusów czy wszechwładne terenówki. Nie zapominajmy również o czterodrzwiowych coupe, ich wersjach kombi czy shooting brake’ach. A to wszystko bez zagłębiania się w wersje silnikowe, wyposażeniowe czy dostępne kolory, których w większości mężczyźni nie są w stanie nazwać.

Strapienie jednak niech nie tracą nadziei. Są jeszcze samochody, które znaliśmy przed laty, jak choćby duże i wygodne limuzyny. Chwila, moment. Co oni właściwie zrobili z E klasą?

Zazwyczaj facelifting ogranicza się do naciągnięcia kilku zmarszczek, jednak to co Mercedes zafundował najnowszej E klasie to operacja niemal zakrojona na szeroką skalę. Bryła jest ciągle ta sama, ale komuś omsknął się skalpel i zniknęły przednie podwójne reflektory. Ich brak nie wywołuje płaczu, ale Mercedes ma teraz ten sam problem co Audi, wszystkie modele wyglądają tak samo. Różnią się li tylko wielkością cielska. A tył wygląda jak w kilkuletnim Koreańczyku.

W wersji z pakietem AMG przeszkadza również nienaturalnie wielka gwiazda na grillu i wloty powietrza przypominające facjatę chomika wystawionego na działanie powietrza z odkurzacza o kierunku przeciwnym do ssania.

We wnętrzu jednak nie ma tak karkołomnych zmian. Z wyposażeniem można zrobić wszystko, pod warunkiem nie wchodzenia na terytorium zwane klasą S. Materiały są świetnej jakości, a spasowanie nienaganne. Zabrakło jednak drążka zmiany biegów, który powędrował za koło kierownicy, a wszelkie ustawienia wykonujemy czymś co wygląda jak jeszcze niedawno opluwany iDrive.

Jak przystało na blisko pięciometrowy samochód środek jest wręcz przepastny. Co ważne, wszelkich myśli nie mącą niepotrzebne dźwięki dobiegające z zewnątrz. Kabina jest znakomicie wyciszona, co również świadczy o jakości.

Siedzenie są jednymi z najlepszych, na których przyszło mi wozić swoje cztery litery. Pozwalają przejechać milion kilometrów bez oznak zmęczenia. Nawet boczki foteli są aktywne i utrzymują odpowiednio ciało przy pokonywaniu zakrętów. Co ciekawe raz użyty wewnątrz nich masażer działa aż do wyłączenia zapłonu mimo nieobecności pasażera.

Wyposażenie pod każdym względem jest subaryckie. Jest tu w zasadzie wszystko czego potrzeba, reszta znajduje się na liście dodatków, które tanie nie są. Wszędzie są silniczki, wszakże nie wypada przesuwać kolumny kierownicy czy otwierać bagażnika ręcznie, w końcu to Mercedes.

O bezpieczeństwo dba dziewięć poduszek powietrznych, wszelkie systemy stabilizujące, przygotowujące na ewentualne zderzenie, czy nawet tempomat, który zawiaduje kierownicą i pedałem gazu aby utrzymać samochód na swoim pasie.

Pod maskę trafił trzylitrowy diesel legitymujący się mocą dwustu pięćdziesięciu koni mechanicznych i 620 Nm. Jest czym się bawić.

Silnik nie ma zbyt wiele charyzmy i brzmi typowo jak na ropniaka przystało. Zadowala się jednak małymi ilościami paliwa i pozwala na przyspieszenie do pierwszej setki w mniej niż siedem sekund. Nie ma również problemów z elastycznością chociaż radość kończy się przy 4500 obrotów.

Zawieszenie nie jest jednak skłonne do szaleństw. Jego nastawy bardziej pozwalają na szybowanie nad nierównościami i na bezstresowe przemierzanie Europy niż uzyskiwanie najlepszych czasów na torze. W końcu E klasa zawsze taka była.

Co do wad to układ kierowniczy jest mało ostry, a skrzynia biegów skądinąd świetna w trybie automatycznym, ponaglana za pomocą łopatek jest wyraźnie wolniejsza niż konstrukcje konkurentów.

Impreza zatytułowana Mercedes E350 BlueTEC nie jest tania. Podstawowa wersja kosztuje 263 tysiące, A6 i seria 5 kosztują parę średnich krajowych mniej. Jeśli chcemy sięgnąć głębiej do portfela i wykończyć wnętrze lepszą skórą, raczyć się świetnym systemem audio od Harman/Kardon albo Bang & Olufsen i wieloma innym gadżetami bez większych trudności możemy niemal podwoić wyjściową kwotę. W końcu to Mercedes. I od chwili faceliftingu raczej nie będzie mylony w taksówką w kolorze budyniu, co w gruncie rzeczy okazuje się bezcenne.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *