Clarkson Jeremy – Diddly Squat. Nie miał chłop kłopotu, kupił sobie świnie.

Mógłbym ograniczyć napisanie tej recenzji li tylko do skopiowania poprzedniej i udać się na odpoczynek. O ile pierwsza książka z serii była całkiem ciekawa, o tyle druga mocno trąciła wtórnością. Z trzecią już jest jeszcze gorzej. Nie tylko nie jest śmieszna ani nawet zabawna, ale także nie spowoduje uniesienia kącików waszych ust. Może nie jest nudna, ale przypomina bardziej poważny reportaż czy esej niż zabawny felieton. 

W kolejnym już roku farmerskiego życia mają miejsce niemal te same wydarzenia, więc brakuje powiewu świeżości, która towarzyszyła na początku. Książki są aż tak do siebie podobne, że ciężko jest odróżnić jedną od drugiej a następnie trzeciej.

Sporym minusem jest również objętość, a raczej stosunek ceny do tego, co otrzymujecie. Niecałe dwieście stron przeczytacie w jedno popołudnie, bowiem czcionka jest duża a części kartek zwyczajne pusta, by rozdzielić poszczególne rozdziały.

Clarkson w jednym z nich wspomina, że zajmuje się farmą, pisaniem scenariuszy do dwóch programów, prowadzeniem brytyjskiej edycji „Milionerów” oraz redagowaniem trzech kolumn w gazetach tygodniowo, co jest znacznym wysiłkiem i pożeraczem czasu. Mam wrażenie, że odbywa się to kosztem jakości. O ile programy są nadal dobrą rozrywką, o tyle przedrukowanie i opakowanie prasowych felietonów w książkę jest zwyczajnym skokiem na kasę. W czasach, gdy co roku wychodził nowy „Świat według Clarksona”, pojawienie się nowej części w księgarni traktowałem niczym objawienie, teraz to niestety tylko pozycja to „odhaczenia”. 


*

zły – *, słaby – **, dobry – ***, bardzo dobry – ****, wybitny – ****

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *