Celebryta.

Jak pewnie wielu z was, przez lata uważałem, że Mercedes potrafi wyprodukować najlepsze samochody na świecie. Luksusowe, szybkie bezpieczne, pociągające, piękne. Obojętnie kogo by nie zapytać, nazwa tej marki padała najczęściej. Biznesmenów, głowy państw, dyktatorów, mafiozów. Nie tyczyło się to tylko nowych modeli, ale także tych produkowanych kilkanaście i kilkadziesiąt lat temu. Mercedes najwcześniej wprowadzał nowinki techniczne do swoich samochodów, będąc pionierem w wielu dziedzinach.

Nie byłem fanatykiem, jednak modele z gwiazdą na masce przynajmniej dla mnie zawsze miały w sobie to coś. Mimo wielu wad, sprzeczności i zarzutów prawdziwych fanów najbardziej lubiłem W220. Nie marzyłem o Ferrari czy Porsche, bowiem S600 miała wszystko czego mógłbyś chcieć. Była wygodna, szybka, bezpieczna i ponadprzeciętnie luksusowa. Wyglądała również całkiem dobrze i względem W140 była zgrabna.

Czasy się zmieniły i Mercedes również. Nadal jest marką z panteonu motoryzacji, jednak blask gwiazdy jest dzisiaj inny. Firma ze Stuttgartu obecnie również produkuje świetne modele, jednak mam wrażenie, że fani nie wielbią ich tak jak tych sprzed lat.

Niech za przykład posłuży Klasa S w wersji coupe, czyli mniejsza i znacznie droższa odmiana flagowej limuzyny. Przy okazji też inaczej wyglądająca. Majestatyczna? Tak. Ogromna? Z całą pewnością. Brzydka? Dla mnie obok Klasy X, która wygląda jak SssangYong, to jeden z najbrzydszych Mercedesów. Mam wrażenie, że od czasów C126 z każdą generacją CL-a było coraz gorzej.

Z przodu dominuje ogromna atrapa, jednak ozdobne akcenty na niej przypominają mi Kię. Lampy z najnowszą technologią być może są inżynierskim majstersztykiem jednak kryształy w nich wycenione na szesnaście tysięcy sprawiają bardziej wrażenie festyniarskich dodatków niż dzieła sztuki użytkowej. Profil jest bardzo opływowy i to może się podobać. Podobało by się bardziej gdyby nie przód, z którego lampy przypominają Mustanga oraz okropnie spłaszczona tylna klapa. Coupe powinno być bardziej sportowe, zapierać dech w piersiach i posiadać więcej smakowitych detali stylistycznych a tu na myśl mi przychodzi jedynie tylna chromowana listwa między lampami. Odnoszę wrażenie, że zamiast projektowania nadwozia dokładano wszystkie błyszczące elementy jakie można było znaleźć na półkach. I jeszcze jedno. Klasa S Coupe być może miała premierę jedynie cztery lata temu a ostatnio nawet przeszła operację naciągającą zmarszczki to mimo tego, wygląda nieco wiekowo.

Z kolei wnętrze jest genialne. Nie można przyczepić się ani do ergonomii ani do jakości wykończenia. Nawet stylistycznie jest dobrze. Nie wiem czy to najlepsze wnętrze na świecie, jeśli nie to z pewnością jest w czołówce. Nawet miejsca jest sporo, w pierwszym rzędzie to oczywiste, w drugim usiądzie wygodnie nawet dwójka średniej wielkości dorosłych. Bagażnik również jest pory, większy niż w kompaktowym hatchbacku. I creme de la creme, podłokietnik, który można otwierać zarówno na pasażera jak i na kierowcę. Simply clever, nieprawdaż Skodo?

Jednakże w tej laurce znajdą się słowa krytyki. Po pierwsze coś co strasznie irytuje, kierownica nie jest idealnie na wprost kierowcy, na dodatek jest pod delikatnym kątem, więc będzie to was wkurzać. Po drugie, znowu odrobina prywaty, nie jestem przekonany do podwójnych ekranów na desce rozdzielczej. Może i wygląda to nowocześnie, ale dla mnie zbyt topornie. Pasowałoby w jakiejś mniej nobliwe marce, ale tutaj wygląda jakby Mercedes zaprojektował konwencjonalne wskaźniki a potem naprędce zamontował ekrany, ponieważ była promocja w Media Expert. Na dodatek mam wrażenie, że iDrive BMW zapewnia lepszą obsługę a menu jest bardziej logiczne. A będziecie tego potrzebowali, szczególnie że na pokładzie jest tyle gadżetów, że przez cały czas posiadania samochodu nie odkryjecie wszystkich.

I ostatnie zdanie należy do foteli, świetnie podtrzymują ciało, są ponadprzeciętnie wygodne, podgrzewane oraz wentylowane. A i oferują kilka rodzajów masażu. Niestety Mercedes musi jeszcze dopracować tę funkcję, ponieważ żadne nie zapewniają szczęśliwego zakończenia.

Mercedes nie korzystał z oznaczenia 560 od czasów C126. Niestety w czasach downsizingu pod maską znajdziecie „jedynie” jednostkę o pojemności czterech litrów, na pocieszenie, to nadal V8. Chociaż tym razem wsparte drugim oddechem, więc generuje ogrom mocy i jeszcze więcej momentu obrotowego. Nie oczekujecie jednak, że S Coupe zapewni wam wrażenia z jazdy typowe dla choćby 911. Przy nim Porsche wygląda jak w mniejszej skali, bowiem Mercedes waży dwie tony i ma ponad pięć metrów długości.

Z resztą na ile sportowe może być opasłe coupe? Podejrzewam, że wersje AMG są pod tym względem lepsze, jednak masa i wielkość robią swoje. Prawdopodobnie w tym osądzie jestem zbyt ostry, ale sportowa jazda W222 jest jak oglądanie paradokumentów na Polsacie. Albo przymierzanie spodni. Wiem, że to trochę niesprawiedliwe, ale w dzisiejszych czasach inżynierowie za pomocą układów scalonych i magii potrafią ukryć wagę i wymiary. Odnoszę wrażenie, że S Coupe powinno być nieco bardziej wszechstronne. Mercedes jednak skupił się wyłącznie na komforcie oraz upajającemu uczuciu nabierania prędkości. Dzięki aktywnym systemom bezpieczeństwa, które coraz mocniej wyręczają kierowcę i już tylko krok dzieli nas od autonomicznej jazdy, prowadzenie nie wymaga specjalnej atencji. Czujniki, radary, cała elektronika robią wszystko by samochód unosił się nad ziemią. Pneumatyczne zawieszenie, świetne wyciszenie sprawiają, że można całkowicie odizolować się od świata. Jadąc stałą szybkością w ogóle nie czuć z jaką prędkością jedziecie, więc można jechać dwa a nawet trzy razy szybciej niż pozwalają na to przepisy, a towarzyszy temu wyłącznie uczucie siedzenia na wygodnej sofie, będąc kołysanym przez dźwięki ze świetnego systemu audio albo delikatny bulgot silnika. Bo ten mimo że strzela z czterech końcówek układu wydechowego wcale nie brzmi jak jego amerykański kuzyn.

I zdaje się, że to jest odpowiedni styl jazdy. Spokojna i stateczna jazda sprawiają, że nareszcie gwiazda Mercedesa zaczyna błyszczeć. S Coupe jest wygodna, ponadprzeciętnie komfortowa, płynąc dostojnie po drodze jednocześnie połyka wszelkie nierówności. A przy tym na każde zawołanie czy też widzimisię kierowcy przyspiesza do nielegalnych prędkości w ułamku chwili. Jest jak melisa rozpędzająca się do setki w pięć sekund. Silnik świetnie uzupełniają napęd na cztery koła zapewniający permanentną trakcję i jednocześnie nie pozwalający na harce tylnej osi a także dziewięciobiegowy automat, zmieniając biegi całkowicie niezauważalnie. O dziwo to hydrokinetyczna przekładnia, a nie nowoczesna dwusprzegłówka.

Tyle tylko czy aby na pewno Mercedes potrzebuje aż tyle mocy? Przynajmniej jak na takie monstrum nie pali dużo, na autostradzie zużyje mniej niż dziesięć a w mieście uda się zejść poniżej dwudziestu litrów. W aglomeracji miejskiej parkowanie tym ogromnym coupe jest zaskakująco łatwe, nie tylko ze względu na wszelkiego rodzaju czujniki czy dobrą widoczność. Siedząc w środku nie czuć bezkresu wymiarów, to pożądana cecha, gdy samochód się „kurczy” wokół kabiny pasażerskiej.

I to wszystko sprawia, że mam ogromny problem z S Coupe. Tak, to świetny samochód. Logicznie rzecz biorąc nie mam czego się czepiać. A jednak cały czas mam nie odparte wrażenie, że oferuje za mało. W kwestii luksusu i komfortu to prawdopodobnie ostatnie słowo, może poza Rolls-Royce’m i Bentleyem jednak płacąc nawet osiemset tysięcy można spodziewać się więcej, że będzie bardziej wszechstronny. Mając takie pieniądze ten samochód nie wydaje się najbardziej pożądanym. Pewnie rewelacyjnie sprawdzi się jako drugi albo trzeci samochód, ale to ponad sześćset tysięcy, o sto więcej niż w przypadku limuzyny, za „gołą” wersję. Czasy kiedy za tę kwotę otrzymywaliście po brzegi wypełnioną wersję 600 albo 63 AMG minęły. I wcale nie największym problem jest to, że niegdyś flagowe coupe z gwiazdą na masce wyznaczały trendy i skrywały kosmiczną technologię, która dopiero za dziesięciolecia trafiała pod maski znacznie tańszych samochodów. Pomijając magię w zawieszeniu i kilka gadżetów nie wydaje się krokiem milowym względem Passata albo innego samochodu.

Jednak największy problem Mercedesa nazywa się BMW 850i xDrive. Ma większą moc, jest o czterdzieści tysięcy tańsze i znacznie lepiej wygląda. Prawdopodobnie też będzie bardziej sportowe.

Jednak wystawić złą ocenę S Coupe byłoby krzywdzące. Odnoszę wrażenie, że pomijając pieniądze nie należę do potencjalnego grona klientów. Ponieważ żeby w pełni docenić tego Mercedesa trzeba być odpowiednio starym, tzn. dojrzałym. Albo koneserem. Są ludzie, którzy za kawałek materiału i odrobinę farby na nim wydają miliony euro. Albo stare wino, zepsuty ser czy grzyby, które potrafią znaleźć tylko specjalnie wytresowane świnie. Albo przetrawione ziarenka kawy. Co oznacza, że trzeba być nie tylko dojrzałym ale jednocześnie nieco stukniętym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *