W końcu odrobina zabawy jeszcze chyba nikomu nie zaszkodziła.

Z prawdziwymi samochodami sportowymi powinno być tak, że emocje, które zapewniają kierowcy będą po stokroć większe niż te wywołane przez rzekome Porsche dla Policji albo odwołanie Ministra Transportu. Sęk jednak w tym, że przez ostatnie 10-15 lat większość z nich intryguje tak jak najnowszy model pralki albo lodówki. I ktokolwiek jeździł chociaż jednym z przedstawicieli takich aut z różnej epoki doskonale wie o czym piszę.

I wcale nie chodzi o to, że mam jakąś fazę na stare samochody. Ani to, że są bardziej charyzmatyczne czy posiadają coś z człowieka, czyli namiastkę duszy. Chcę żeby samochód był niezawodny, chociaż to słaby argument w przypadku nowych modeli. Ale są za to dobrze wykonane, bogato wyposażone, bezpieczne i nie wymagają wizyty u dentysty po każdej przejażdżce po polskich drogach. Jednak ich problem polega przede wszystkim za zbytniej natarczywości.

Kiedyś jedyne co nas ratowało w sytuacji podzderzakowej to resztki rozumu, instynktu samozachowawczego i cieniutkie arkusze blachy na karoserii. Nie było poduszek powietrznych, ABS-u czy też ESP.

I absolutnie nie mam nic przeciwko montowaniu ich w samochodach. Nawet sportowych. Opanowanie na przykład Porsche 997 GT2 RS czy 996 GT2 per „Widow maker” bez jakiejkolwiek pomocy elektronicznych stróżów graniczyło z cudem i wymagało chociaż tysięcznej części umiejętności sir Stirlinga Mossa. A biorąc pod uwagę ogólne pojęcie o hardcorowym prowadzeniu na świecie, w tym i moim, oznaczało pewne skorzystanie z usług najbliższego NFZ-tu.

Podobnie jest z autami pokroju Vipera, Mercedesów AMG czy właściwie każdego samochodu, który ma więcej niż 300 Nm i napęd na tył. Chociaż osobiście uważam, że taki moment obrotowy jest gorszy, gdy jest na przedniej osi. Wtedy na zakręcie siła odśrodkowa powoduje zwiększenie promienia skrętu przez co widzimy drzewo, w które za kilka milisekund uderzymy. W przypadku nadsterowności przynajmniej zabawimy się jak na rollercosterze.

Skoro więc chcę montowania elektronicznych systemów zapewniających bezpieczeństwo w samochodach sportowych to gdzie problem? Winne jest temu wszystkiemu lobby, modne ostatnio słowo, specjalistów BHP, osobników o zawodzie syna i wszyscy smutasy. Cała ta zgraja powiela błędy nazistów i komunistów, którzy postrzegali zabawę i radosne spędzanie czasu jako przestępstwo.

I tym zgrabnym i przydługim wstępniakiem przechodzimy do dzisiejszej bohaterki. Audi R8 anno domini 2013 wygląda w zasadzie tak samo. Wyjątkiem są bardziej ledowe lampy z przodu i z tyłu. Wnętrze jest w zasadzie identyczne. Podobnie jest z silnikami i świetnym prowadzeniem.  Jedyną istotną zmienioną rzeczą wartą odnotowania jest tym razem niewyłączalny system ESP. W samochodzie stricte sportowym o mocy ponad 500 koni mechanicznych. To tak jakby nasza własna rodzona żona zaprosiła do domu dwie prostytutki, zaprowadziła do sypialni, położyła pięć stów na stoliku i zapowiedziała własne wyjście na miasto na dwie godziny. A na końcu zakazała nam ich dotykać.

I tak sytuacja wygląda w większości obecnie dostępnych samochodów. Producenci wyszli naprzeciw kasiastym Bożydarom, którzy przed klubami chcą wyrywać lachony pozując na Schumachera. Łopatkowa skrzynia biegów sama zmieni bieg, Launch Control pozwoli nie zbłaźnić się na światłach w pojedynku z podrasowanymi Civicami i Golfami 1.6 w wersji polskie GTI, a ciągle czuwające ESP pozwala odpowiednio przejechać Karową lepiej niż Hołek.

Na normalnej drodze, w zimie chcę, żeby jakiś elektroniczny stróż czuwał nad tym wszystkim. Za to na torze, czy też w przypadku jakiegoś zlotu na płycie lotniska chcę się do woli wyszaleć, wchodzić w zakręty ze zbyt dużą prędkością i koszącą trajektorią przejazdu. W końcu odrobina zabawy jeszcze chyba nikomu nie zaszkodziła. Czy to tak trudno pójść w tym względzie śladem Ferrari i zaproponować kilkustopniowe czuwanie wszystkich systemów? Podejrzewam, że nie, ale zabawa w niemieckim aucie? Nein, danke.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *