Uwielbiam ser i hamburgery. Teraz zaczynam lubić Donalda Trumpa.

Na ogól nie zajmuje się polityką. Z kilku powodów. Prościej jest być homoseksualistą w więzieniu niż prezentować swoje poglądy. Każde rodzinne spotkanie choćby nie wiem jak miłe i sympatyczne kończy się spektakularną bójką, gdy spotkają się osoby z przeciwnych obozów. Poza tym to zajęcie nudniejsze niż oglądanie partyjki szachów w telewizji. Wreszcie nie darzę żadnego polityka sympatią i jestem przekonany, że gdybym przeniósł się w czasie o kilka lat do przodu, wszystko byłoby dokładnie tak samo.

Dzisiaj jednak będzie nieco inaczej. Tekst ten zacznę od osoby miłościwie nam panującego pana prezydenta. I nie mam zamiaru go wyśmiewać ani po nim jeździć. Nie jest z mojej bajki, ale też nie będę wymyślał kolejnego określenia, które w żartobliwy sposób go opisze. Jednak nie będę do końca neutralny. Co prawda nie śledzę wydarzeń politycznych ale nie umknęła mi jedna z wypowiedzi Andrzeja Dudy. Wbrew przedwyborczym zapowiedziom oświadczył bowiem, że nie jest i nie będzie prezydentem wszystkich Polaków. Średnio rozgarnięty rodak stwierdzi, że to naturalne, że się nie da. Jednak jako hasło zachęcające do wyboru jest wystarczająco nośne. Wiadomo bowiem, że jak coś jest do wszystkiego to jest i tak dalej.

Tak samo jest z obecnie produkowanymi suvami. Chcą być samochodami dla wszystkich. Mają łączyć szybkość i oszczędność, przestronność przy niewielkich gabarytach, luksus i przystępną cenę, masywny wygląd budzący respekt przy jednoczesnym zachowaniu lekkości linii.

I tym zgrabnym zajudzeniem przechodzimy do dzisiejszego bohatera tekstu. W Europie mamy jasne kryteria, szukając czegoś z dużym bagażnikiem wybieramy jakieś kombi. Chcąc większej ilości miejsca nad głową kupujemy vana. Teraz mamy jeszcze łatwiej bowiem wiedzeni owczym pędem jeździmy suvami. Wyglądają nieźle, są praktyczne i łączą wiele pożądanych cech ale to jak gotowanie trzymając się dokładnie przepisu. Nie ma miejsca na fantazję ani odrobinę pieprzu.

Duże suvy przyszły do nas zza Oceanu. Jednak statystyczny Europejczyk nie jest w stanie przyswoić sobie sensu posiadania pickupa. U nas kojarzą z wołami roboczymi albo możliwością odliczenia VAT-u. Przemykają gdzieś na amerykańskich filmach, bowiem jedyne co widzimy na ulicach to japońskie samochody z dieslami pod maską. Albo Mitsubishi L4, które wygląda jak żuk.

Miłośnicy sera robią to inaczej. Potrafią zbudować pickupa, który jest dwa razy większy od normalnego samochodu i ma więcej kół niż kolumna rządowych limuzyn. Ale to nieco niepraktyczne. Mają za to inny pomysł. Biorą pakownego i w miarę sensownego Dodge’a Ram i montują nieco większy silnik. Na przykład od innego Dodge’a. Brzmi rozsądnie. Dopóki nie przeczytacie, że użyczającym był Viper.

Na początku zła wiadomość. Nie chodzi o stylistykę bo ta jak wiadomo ma swoich fanów i przeciwników. Kojarzycie dziecięce modeliki, które teraz są kolekcjonerskimi zabawkami? RAM przy większości samochodów na naszych ulicach wygląda jak z mniejszej skali. Problemem nie jest zaparkowanie, zajmujecie jedynie całą ulicę. Wszyscy ustępują wam drogę, łącznie z kierowcami miejskich autobusów. Kłopotem jest wasza męskość. Niestety mając ogromnego pickupa będziecie rozpatrywani przez pryzmat waszego przyrodzenia. I to nie w dobry sposób.

Jednak wystarczy jedno spojrzenie na przód by nie chcieć spotkać się z nim w ciemnej uliczce ani nie tarasować mu lewego pasa na autostradzie. Gargantuiczna atrapa łącznie z przednim zderzakiem wyglądają jak taran, który rozbije miejski kompakt na kawałeczki a europejskiego suva wciągnie przez wlot powietrza na masce o rozmiarach ust Natalii Siwiec. Poza tym i felgami o rozmiarze dwudziestu dwóch cali próżno szukać wyróżniających się akcentów. Co prawda jest jeszcze ozdobna końcówka rury wydechowej, podwójna żeby nie przesadzać, oraz coś co przypomina lotkę ale wyglądają bardziej jak akcesoria tuningowe z katalogu Norauto. I być może to moje dziwactwo, ale nie trawię terenowych samochodów z nadwoziem trzydrzwiowym. W terenie są bardziej zwinne ale jeśli chodzi o moje pokręcone poczucie estetyki to nie bardzo. Tam samo jest w przypadku RAM-a, wersja Quad Cab jest zdecydowanie bardziej spójna stylistycznie.

Wreszcie pickup ma jedną niezaprzeczalną zaletę w porównaniu z amerykańskimi suvami, nie wyglądacie w nich jak raper.

Wnętrze nie jest specjalnie ważne, wystarczy że nie kapie na głowę. Można się pastwić nad kiepskimi materiałami użytymi do wykończenia i to w jaki sposób są spasowane. Bliżej im do Dacii niż Renault. Za to jednak mamy wygodne fotele wykonane ze skóry i alcantary o niezłym trzymaniu bocznym. Instrumenty są przejrzyście rozmieszczone, a wnętrze, jak cały samochód, przepastne. Jest też niezawodne w Stanach zabezpieczenie przeciwko złodziejom, manualna skrzyni biegów. Za siedzeniami znajdziecie głośnik przypominający te z sal kinowych. Bardziej zabiera miejsce i jest w celach dekoracyjnych, bowiem jedyne czego chce się słuchać w tym samochodzie to potężne V8.

Które ma większą pojemność niż osiem podstawowych Focusów. Które ma tyle mocy i Nm by odsunąć szyszkę od lasu. Które brzmi tak, że włosy na głowie zjeżą się nawet łysemu. Które żywiołowo reaguje na gaz i liniowo rozwija moc. Wreszcie takie, które upaja swoją siłą i działa jak narkotyk, które sprawia, że chce się więcej i więcej. Oraz takie, które wydrenuje wasz portfel. Spalania nie można przyrównać do niczego na Ziemi, chyba nawet wahadłowiec kosmiczny jest bardziej ekonomiczny. Jednak jest coś wspaniałego w tym silniku. Jest naturalny, żywiołowy, jest silnikiem, który napędza samochód i cieszy się z tego. Nie jest wysilony, a więc możecie ruszać albo wyprzedać na wysokim przełożeniu, a moment obrotowy załatwi całą resztę. A co do biegów, manualna skrzynia występuje w Viperze, więc to naturalny wybór. Co prawda nie grzeszy precyzją, ale to miły akcent.

O komforcie możecie zapomnieć, przy RAM-ie SRT10 nawet X6 M czy M coś tam AMG jest subtelne. Dodge’a jest jak Vin Diesel w baletkach. O ile jazda na wprost, pod warunkiem, że ruszycie, problemy z trakcją na suchym zdarzają się nawet na trzecim biegu, nie nastręcza kłopotów to o ile nie potraficie operować gazem iście z chirurgiczną precyzją, zakręty będziecie pokonywać w jednej pozycji, bocznej. Gwarantuję, że nawet jeśli będziecie bardzo uważni to i tak kopnie was w klejnoty. Nie pomagają tu nawet opony o szerokości podobnej jak znajdziecie w rasowych wyścigówkach. SRT10 został w ten sposób skonstruowany, napęd na tył, ogromny moment obrotowy i lekka paka. Albo to pokochacie albo… pokochacie. To jak ciągła walka z bestią, co w dzisiejszych zniewieściałych i wegetariańskich czasach jest ewenementem, miłym zaskoczeniem i przypomnieniem, że jako gatunek ludzki jesteśmy drapieżnikami. I tu pojawia się drobna niedogodność. RAM sprawdzi się jako któryś samochód w rodzinie, nie jako podstawowy. Wcale nie chodzi tu o praktyczność czy montaż fotelików. Codzienna jazda przypomina przeniesienie się w czasie do prehistorii. Jest ciekawostką, nieźle wpływa na poczucie męskości ale bywa męczący. Dodge musiałby być bardziej ucywilizowany ale przez to straciłby swój smak. Nie jest jak szczypta pieprzu, nie jest nawet jak cała garść. Jest jak największe ziarenko na świecie.

Pomyślcie o tym w ten sposób. Są ludzie, którzy traktują jazdę na rowerze jak styl życia. Kupują odpowiedni strój, który sprawdza się tylko gdy pedałujecie a poza tym wygląda idiotycznie.

Dzisiaj 500 koni mechanicznych nie wydaje się ogromną liczbą, tyle a nawet więcej mają nawet limuzyny średniego segmentu. Są jednak nowocześniejsze i znacznie bardziej wyrafinowane a RAM jest jest prymitywnego. To jak porównywanie piły spalinowej i siekiery. Ta pierwsza jest praktyczniejsza ale z ostrzem na końcu trzonka wyglądasz jak prawdziwy facet.

W przypadku tego samochodu nie ma co mówić o cenie, chociaż wydaje się atrakcyjna. Ekonomię lepiej przemilczeć, bowiem SRT10 nie kupujecie rozumiem ani sercem. No może rozumiem, ale tym z niższych partii ciała. I pozostaje wam problem co zrobić z otwartą przestrzenią z tyłu. Nie sprawdzi się jako bagażnik a palety przewozicie raczej rzadko. Ale w tym przypadku to bez znaczenia. A jeśli jeszcze macie jakieś wątpliwości to z całą pewnością przekona was fakt, że Chuck Norris miał takiego. To wystarczająco dobra rekomendacja.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *