Uratuj gospodarkę i planetę.

 

W tym tygodniu w jakimś kraju Starego Kontynentu była wielka kumulacja – 143 mln unijnej waluty. Jako że ostatnie dwa tygodnie były pełne marudzenia i narzekania dzisiaj miła odmiana, marzenia i jeszcze więcej marudzenia. Tak więc wygrywasz, państwo, UE i żona zabierają ci 99% początkowej sumy, zatem po zapewnieniu sobie codziennych dostaw pizzy, ciężarówki Tyskiego i dziesięcioletniej prenumeraty „Playboya” zostaje ci kilka euro na supersamochód. Prawdziwy supersamochód, pełen szalonych koni mechanicznych, wielkich pojemności i siedmio cyfrowych kwot, w stylu Quentina Tarantino a nie Romana Polańskiego. Kupno supersamochodu to jak ślub z piękną kobietą, która co prawda nie umie gotować, ale za to jest dobra w łóżku, która nie zmusza cię do założenia rodziny, czyli kupna kombi albo co gorsza vana. Zatem czy istnieje idealny samochód? 99 % z was odpowie że to Ferrari, pozostali nie potrafią mówić. Zatem rodzi się pytanie, czy warto kupić dzisiejsze auto z Cavallino Rampate? Raczej nie. Żeby była jasność, to wspaniałe samochody z rewelacyjną trakcją i kosmiczną technologią. I właśnie dlatego nie powinniście kupować F430 (czy nowego F458), 599, 612 czy okropnej Californii. W środku każdego z nich czujesz się jak wewnątrz laptopa. Pamiętacie Testatossę, F355 czy F40? Może nie były tak zaawansowane techniczne, często się psuły, rysowały własne zakręty, ale na Boga, miały duszę, były ludzkie. Z żadnym z nowych Ferrari nie pójdziesz do baru na piwo pogadać o kobietach, zamiast tego będzie się chwaliło wszystkimi swoimi systemami, przełącznikami i tymi idiotycznymi łopatkami do zmiany biegów. Tak, skrzynia F1 jest szybsza od Schumachera, ale nie na tym polega zabawa – mieszasz i jedziesz, rozumiecie? Poza tym stylistyka Ferrari kojarzy mi się z nażelowanym Włochem jadącym Vespą i wiecznie mówiącym „Ciao”.

Więc jeśli nie Ferrari to może Porsche? Tak, ta niemiecka fantazja. Tylko oni potrafią przez przeszło 40 lat produkować tak samo wyglądający samochód i jednocześnie co kilka lat wprowadzać nową generację. Poza tym po zaprzestaniu produkcji Carrery GT Porsche nie ma przedstawiciela w klubie supersamochodów, bo chyba nie Cayenne Diesel. No i Doda ma 911. Jakoś sobie nie wyobrażam: – Czym jeździsz? – 911. – Aaa, tym co Doda. Jest jeszcze R8, ale to Audi i zdaje się mówić „Ich liebe wurst und bier. Nawet nie pomaga mu V10 z Sant’Agata, skąd wywodzi się Lamborghini. Niestety Gallardo (brak Lambo doors)i Reventon (tylko 21 egzemplarzy) odpadają. Na placu boju pozostaje tylko Murciélago. Centralnie umieszczony silnik, ręczna skrzynia biegów, kanarkowy kolor i do tego nazwa jak imię niezwykle silnego byka. Mmmmm, pyszne! Jednak wybór z jednego nie ma sensu. Może łajdacki i zarozumiały V12 Vantage z silnikiem z bondowskiego DBS-a? Mały Aston, w którym chęć stworzenia czegoś niezwykłego wygrała z ograniczeniami technicznymi, gdzie drążek  zmiany biegów przypomina penisa Terminatora. O tak, Vantage’owi nie brakuje tupetu. Przy każdym naciśnięciu startera zdaje się mówić: „You basterd. I will kill you, you f***er!”.

Pewnie zapytacie  co z resztą świata. Cóż, japoński GT-R jest … japoński więc na pewno nikt do ciebie nie zagada na stacji benzynowej. To tak jakby podrywać dziewczynę na plastikowy keyboard Casio, a nie na wiosło i piecyk. Nissan po prostu nie jest w stylu rock’n’rolla.  Corvette mimo wersji ZR-1 jest zbyt plastikowa, Camaro, Stang i Challenger są zbyt ugrzecznione. Tym ostatnim nie spalicie nawet gumy bo ma idiotyczny ogranicznik obrotów. Pozostaje tylko Viper, ale on na pewno nie jest ludzki, to bardziej smok, który ma ochotę odgryźć wam głowę przy każdym uruchomieniu i zabić na każdym zakręcie. No i ma 8-mio litrową V10 wprost z ciężarówki. Na pewno wkurzycie kilku ekologów i onieśmielicie ważniaków w 911 z silnikami z blendera.

Jest jeszcze SLR, ale cierpi na tą samą przypadłość co Ferrari, brak mu ducha starego F1, od którego jest z resztą wolniejszy. Zonda i Koenigsegg, mimo że są łajdackie i zarozumiałe są zbyt surowe i nadają się tylko na tor. Pozostaje jeszcze Veyron, który pod względem mocy jest absolutnym królem supersamochodów.

Tak więc kupno jednego z tych 4 supersamochodów będzie dobrym wyborem, a nawet jeśli nie to frustracja nie potrwa zbyt długo, ponieważ prawo selekcji naturalnej działa bez zarzutu. Zatem kupno takiego auta ma same plusy: umrzecie szczęśliwi, producent zarobi, podatkami wesprzecie gospodarkę i uratujecie planetę od przeludnienia. Unia Europejska powinna pomyśleć nad dofinansowaniem sprzedaży aut powyżej 500 KM i 5 litrów pojemności zamiast małych i ekologicznych toczydełek. Po raz kolejny widać wyższość supersamochodów nad słabszymi autami. Poza tym ogłaszam, że przyjmę nagrodę Nobla za swój wkład w rozwój ludzkości i rozwiązanie problemu światowego kryzysu, na wypadek gdyby ktoś chciał zgłosić moją kandydaturę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *