Toyoto, dzięki ci za ten samochód.

Wielu z nas marzy o spełnieniu marzeń. O domie, wycieczce, miłości, karierze czy, jako że to jednak kącik motoryzacyjny, o sportowym samochodzie. Z mocnym silnikiem, krzykliwymi spojlerami i osiągami, przy których warp to niewinne bulwarowe toczenie.

Z drugiej jednak strony są koszmary. O ich urzeczywistnienie raczej się nie staramy. Jednak każdy z nich je ma. Jest to na przykład zdrada, zwolnienie, a jako, że to jednak kącik motoryzacyjny, również korek na autostradzie, budowa obwodnicy naszej pięknej stolicy, zwyżkujące ceny ubezpieczenia i paliwa, brak miejsc parkingowych w Sopocie, czyli językami narodów mówiąc minister Nowak we własnej. Ale nie o nim dzisiaj.

Bohaterem tegotygodniowego marudzenia jest samochód, który jest niczym Alamo dla Amerykanów, jest jak pomyłka i wybryk natury w jednym, jest jak belzebub w kościele czczącym benzynę i ręczną zmianę biegów czy niespodzianka ustrojowa w postaci komunizmu. Coś co uwielbiałem atakować choćby bez powodu, idealny chłopiec do bicia, który można z kącika obrzucić błotem, a następnie do niego wrócić. I wcale nie mam tu na myśli pewnego znanego prezesa. Choć też jest podobnie odrealniony od rzeczywistości. Tym czym jest drodzy państwo Toyota Prius. I podejrzewam, że gdyby ktoś z Toyota Motor Poland czytał moje wypociny nigdy do spotkania by nie doszło. Zadecydował o tym przypadek. Posłuchajcie.

Wszystkiemu winna jak zwykle jest kobieta, chociaż tym razem nie było jej Ewa. Poznała mojego przyjaciela, również nie Adama, wkrótce już byłego, który postanowił przypodobać się wspomnianej niewiaście. A jako, że była zagorzałą, niestety nie w kierunku śliwek w boczku i Ciechana Miodowego, ekolożką czy niczym nasza miłościwie patronująca stadionom ministra, ekologą nabył relikt w postacie najbardziej przereklamowanego zielonego samochodu.

Cena w okolicach 110 tysięcy go nie przeraziła, w końcu miłość cierpliwa jest, łaskawa i wszystko znosi, gorzej z bankowym kontem. Szczegół, że to kwota wystarczająca na nowy nieźle wyposażony samochód klasy średniej czy dobrego hot-hacha.

W życiu swoim nie spotkałem kogoś, kto z pełnym przekonaniem powiedziałby „Tak, kupiłem Priusa ponieważ jest bardzo ładny”. Powiecie, że to za sprawą specjalnego uformowania, mającego obniżyć spalanie, ale jakoś z Hondą CR-Z się udało.

Prius nie jest również szczególnie praktyczny. Wozi z bagażniku spory balast w postaci baterii. Przy masie dochodzącej niemal do półtorej tony i mocy 134 koni mechanicznych nie można o nim powiedzieć, że jest szybki. Zwłaszcza przy akompaniamencie bezstopniowej skrzyni biegów.

Jeśli chodzi o ekologię tu również nie jest najlepiej. Kosztowna produkcja, zanieczyszczająca CO² atmosferę podróż Chachoengsao na wielki statku i wielka niewiadoma związana z utylizacją zużytych baterii stawiają cały interes planety pod znakiem zapytania.

Można by zatem rzec, że w każdej dziedzinie definiującej Priusa jako samochód zawodzi. Jeśli popatrzeć na samochody jako ludzi, te z silnikiem benzynowym są jak mężczyźni, silniki diesla niczym płeć piękna. Hybrydy zdają się być zawiedzone pomiędzy, jakby nie mogły się zdecydować.

Tak jak przypuszczałem, Prius mi się nie spodobał. Jest wolny, niepraktyczny, drogi i nawet jako ekologiczny samochód sprawdza się kiepsko. Jest za to doskonałym wytworem marketingu.

Jednak jest jedna rzecz, za którą dziękuję Toyocie i proszę, żeby produkowali kolejne hybrydy. Dzięki temu zamykają usta ekoterroystom, a my nadal możemy rozkoszować się ryczącymi „fałkami” i potężnymi turbosprężarkami.

 

  1 comment for “Toyoto, dzięki ci za ten samochód.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *