Sushi z przyprawą do bruschetty zamiast wasabi.

Każda osoba nawet w żaden sposób niezwiązana z motoryzacją wie, że samochody nie mają narodowych cech krajów, w których są skonstruowane i produkowane. Co prawda posiadają atrybuty swoich marek ale to wszystko. Żyjemy w świecie pełnym globalizacji. I całe szczęście bowiem japońskie samochody miałyby zamiast spalin tęczową chmurkę a dźwięk silnika zastępowałaby niedorzeczna melodyjka. No i wyglądałyby jak pikselowy kotek.

Mimo to lubimy mówić, że nasz niemiecki samochód jest bardzo solidnie zbudowany. Jest ale podobnie jak cokolwiek z Kraju Kwitnącej Wiśni. Amerykańskie samochody są duże. Tylko czy widzieliście suva Bentleya, który należy do VW?

Nie zmienia to jednak faktu, że wielu z was marzy o włoskim kabriolecie, który będzie z gracją przemykał nadmorską serpentyną a wasza twarz ozdobiona drogimi okularami smagana będzie lekką bryzą. O ile jednak nie macie kilku milionów na Ferrari możecie o tym zapomnieć. Chyba że lubicie design starej Barchetty albo jeszcze pamiętacie pierwszą generację Punto bez dachu. Spider od Alfy jeszcze istnieje, ale częściej będziecie umazani smarem w masce spawalniczej w waszym garażu reperując to, co akurat się zepsuło.

Aczkolwiek teraz wszystko ma się zmienić za sprawą wspólnych figli Fiata i Mazdy. Owocem tej znajomości jest Fiat 124 Spider, który miał być Alfą Romeo. Tym razem w przeciwieństwie do projektu zwanego Arna, gdzie włoski producent użyczył technologii do stylistyki zaprojektowanej przez Nissana, zabrano się do pracy solidnie. Kształt nadwozia nadano w kraju pizzy, pod którym kryją się śrubki z Mazdy MX-5. Dla wąskiej grupki wyznawców tego najlepszego roadstera na świecie to bardzo dobra wiadomość. Albo i najgorsza bowiem ich Święty Graal został zbezczeszczony. Ciekawe jak bardzo.

Wiele razy bliźniacze samochody dzieliły tylko inne reflektory i znaczek. Włosi podeszli bardziej poważnie do tematu i można nawet powiedzieć, że zaserwowali większe zmiany. Patrząc na samego 124 Spider ciężko nawet stwierdzić, że to przebrana Mazda. Samochód jest minimalnie większy, ma inne lampy z przodu i z tyłu. Nadwozie ma więcej przetłoczeń a maska otrzymała kilka garbów. Zupełnie przeprojektowano przedni zderzak. Nie myślisz od razu, że to nieco inna MX-5. Dopiero postawienie dwóch samochodów obok siebie sprawia, że dostrzegasz uderzające podobieństwo. Linia boczna jest bardzo podobna, zaś tył niemal identyczny. Pytanie który z nich wybrać. Mazda jest bardziej ostra, przypomina jakiś odłam japońskiej sztuki tworzonej za pomocą katany przez co wygląda jak… mały Viper. Jest zwarta i groźna. Tymczasem 124 Spider jest bardziej obły i… słodki. Ma inny charakter i własny styl. Jednak cierpi na przypadłość, którą ma wiele współczesnych samochodów. Ma coś nie tak z proporcjami. To roadster i maska ma być duża, ale reszta wydaje się malutka. Patrząc na przód reflektory są za duże, podobnie jak atrapa chłodnicy. Wygląda trochę jak płaszczka albo żaba ze zbyt wielkimi oczami. Albo jeszcze lepiej głowę Sida Leniwca.

124 Spider ma również pewną cechę, która mnie osobiście mocno irytuje we współczesnych samochodach, nawiązanie do dawnej motoryzacji, w stylu retro. To dobrze, że Fiat stara się grać na nostalgii do modelu sprzed pięćdziesięciu lat tyle tylko, że nikt tego prawie nie pamięta. Miał kilka rajdowych sukcesów na koncie, ale współczesny model nie ma z nim nic wspólnego. Poza tym producent pewnie będzie żądał dwóch milionów złotych za pakiet kilku naklejek i inny wzór felg, który tak wspaniale nawiązuje to historycznego modelu z jakiegoś rajdu, grając na prymitywnych emocjach i dając wydumane uczucie kultowości.

Z zewnątrz samochód wydaje się większy, jednak ma tak samo mikroskopijnie małe wnętrze co Mazda. 124 Spider a tym samym MX-5 mają swoje klasy, ale przez to w środku są zwyczajnie ciasne. Kiedy już się wciśniecie na fotel kierowcy, zapewniając minimalną przestrzeń od drzwi to wasza prawa noga będzie dotykać wysokiego tunelu środkowego oblanego twardym plastikiem. Pasażera uwierać będzie przenośny uchwyt na kubek. No i z przodu nie ma schowka. Jest między fotelami z tyłu i w drzwiach, ale to wszystko na co możecie liczyć. Bagażnik również nie jest zbyt pojemny, ale po roadsterze nie ma powinniście się za wiele spodziewać.

Poza ciasnotą z Mazdy przeniesiono również wszystkie elementy i multimedialne gadżety. Wszystko jest dokładnie takie samo, więc włoscy projektanci musieli być bardzo zadowoleni ze stylistyki nadwozia skoro poświęcili wnętrzu tylko dwie sekundy na podmienienie znaczka. To ma kilka zalet, choćby w postaci dobrej ergonomii oraz spasowania materiałów, jak i wad, jeden z najbardziej denerwujących systemów multimedialnych oraz twarde plastiki użyte do wykończenia.

Jak się okazuje 124 Spider nie bryluje ani w dziedzinie designu ani praktyczności. Może zatem będzie świetnie jeździł po drogach i zyska przydomek małego Ferrari? Nie bardzo. Nie. Zdecydowanie nie. MX-5 jest jak sushi z wasabi, dużo przypraw, smaków, do tego podlanego sake. Z kolei Fiat to mrożona pizza z Biedronki i wino ze średniej półki. Coś w okolicach 20-30 złotych. Chcecie bardziej filmowego porównania? MX-5 jest jak Tokyo Drift w HD, a 124 Spider to Włoska Robota z 1974 r. oglądana na kasecie VHS. Ale po kolei.

Silnik idealnie wstrzeliwuje się w rozpiętość mocy MX-5, oferuje 140 koni mechanicznych i nieco więcej Nm. Włosi co prawda zmniejszyli pojemność, ale w zamian dorzucali turbosprężarkę. Dzięki temu samochód jest bardziej elastyczny co ma dodatkowy plus, nie musicie zbyt często sięgać do mało precyzyjnej skrzyni biegów. Jeśli jednak będziecie z niej korzystać aktywnie pierwszą setkę osiągniecie w mniej niż osiem sekund, co jest czasem lepszym o niecałą sekundę od 131-konnej Mazdy. Nie polecam jednak tego robić, bowiem silnik brzmi jak Punto, które z niezrozumiałych powodów jest ciągle w ofercie. Rozumiem cięcie kosztów, ale 1.4 z hatchbacka nie jest wymarzonym samochodem do usportowionego roadstera, zwłaszcza że nie jest ani trochę podrasowane. Nawet wydech pewnie by pasował. Może małe nadgodziny dla kogoś z Ferrari albo Maserati?

Co do wrażeń z jazdy Włoszka jest mniej skupiona od Japonki. Jednak nie określiłbym, że jeździ źle albo gorzej. Inaczej na pewno. 124 Spider jest roadsterem w starym stylu, na dodatek dość dobrym. Reakcje układu jezdnego są bardziej leniwe, ale przy tym relaksujące. Tylna oś ewidentnie nie przepada za zabawą, ale za to oferuje duże pokłady trakcji. Nie zmierza pozbawić was życia, ale zgrabnie przemknąć ciasną i krętą drogą oferując sporo przyjemności. Nawierzchnia nawet nie musi być zbyt równa, bowiem zawieszenie jest całkiem komfortowe. Jest jak leniwy poranek w toskańskiej winnicy w odrobiną chilli. Doskonale wpisuje się w letni klimat wypełniony brakiem pośpiechu i celebracją chwil.

Fiat sprawdza się identycznie jak Mazda w kwestii bycia kabrioletem. Co prawda aura nie rozpieszcza, ale materiałowy dach składa się ręcznie w ułamku sekund. Nie trzyma tak dobrze ciepła ani nie zapewnia ciszy akustycznej jak coupe cabrio ale ten typ tak ma i trzeba się z tym pogodzić.

Wielu z was, pragmatycznie podchodzących do życia, popuka się w głowę gdy ktokolwiek wyrazi chęć kupienia włoskiego kabrioletu. Od razu stwierdzą, że zamiast śródziemnomorskiego stylu otrzymacie liczne usterki, odpadające części, częste wizyty w serwisie, kiepską jakość i 500-tkę w roli samochodu zastępczego. Tymczasem 124 Spider jest produkowany w Japonii obok MX-5. Fiat dokonał kilku zmian ale nie powinny one wpłynąć dramatycznie na niezawodność.

Niestety wpływają na cenę. Bazowa MX-5 1.5 kosztuje niecałe 90 tysięcy. Dorzućcie siedem tysięcy i dostaniecie pół litra pojemności i dwadzieścia dziewięć koni mechanicznych więcej. Przelejcie kolejne szesnaście a z salonu odbierzecie najbogatszą wersję z najmocniejszym silnikiem. A co z Fiatem? Pamiętacie jak pisałem, że pierwotnie miała być Alfą Romeo? Wówczas byłoby łatwe żądać trzy razy tyle co za Mazdę. Jednak 124 Spider nosi bardziej plebejski znaczek. Niestety nie przeszkadza to w tym, żeby wycenić go na co najmniej na 117 tysięcy. Bogatsza wersja Lusso, dosłownie luksus, wymaga dołożenia siedmiu tysięcy. Szaleństwo? Tak dopóki nie spojrzycie na cennik Abartha. Wersja „spójrzcie na moje naklejki” z takim samym silnikiem i mocą większą o dziesięć koni mechanicznych niż MX-5 2.0. wymaga dopłaty pięćdziesięciu tysięcy złotych. Pacjenci zakładów psychiatrycznych są bardziej racjonalni.

124 Spider nie jest spektakularnie dobry ani też katastrofalnie zły. Niestety w porównaniu do Mazdy poza bardziej miękkim zawieszeniem nie oferuje niczego konkretnego. Ani uczucia wyjątkowości ani nawet namiastki włoskiego stylu. Należałoby żeby kosztował tyle samo co MX-5? Jak najbardziej tak. Powinien kosztować mniej? Zdecydowanie tak. Werdykt jest prosty, kup Mazdę, poduszkę pod cztery litery i wiele kostek masła.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *