Sebastien Loeb „Mój styl jazdy” – recenzja.

Zdaję sobie sprawę, że od premiery tej książki minęło już dużo czasu. Na początku omijałem ją szerokim łukiem w księgarni a następnie w domowej biblioteczce. Ot kolejna dzieło napisane przez sportowca, wypełnione dużą ilością zdjęć, tak żeby zrekompensować mały wolumen słów, pisanych dużą czcionką.

Muszę jednak przyznać się do błędu. Loeb napisał ciekawą i błyskotliwą biografię. Co szczególnie się podoba unika szczegółowego wchodzenia w młodzieńcze lata życia, zamiast tego skupiając się na ciekawych wydarzeniach.

Dodatkowo prezentuje się jako facet zupełnie inny niż w naszych wyobrażeniach. W świecie rajdów zdobył więcej niż pozostali razem wzięci. Patrząc na statystykę jawi się jako niemal bezduszna maszyna do wygrywania, którą kieruje chłodna, żeby nie powiedzieć zimna kalkulacja. Jednak Loeb dużo mówi o uczuciach, poczuciu spełnienia rodzinie. Nie wstydzi się rozprawiać o rozczarowaniach, analizując popełnione błędy, jednocześnie odkrywając swoje słabości.

Co szczególnie zasługuje na uwagę w tym wszystkim pozostaje normalnym facetem, z którym, wiem że to wyświechtane, naprawdę można pójść na piwo, którego wypicie zajmie tydzień, ponieważ wielokrotny rajdowy mistrz świata wydaje się zwyczajnym kolegą z sąsiedztwa. Nie widzi w sobie nikogo lepszego, bogatszego, ani z wyższych sfer. Dodatkowo urzeka jego definicja szczęścia, naprawdę nietypowa jak na człowieka ze sportowego świecznika.

Książkę, bo to chyba nie do końca biografia, czyta się z prawdziwą przyjemnością. Jest napisana bez zbędnego zadęcia i pompatyczności. To bardziej opowieść przygodowa z wtrąconymi przypisami autora niż wyznaczona rysem historycznym, ograniczona sztywnymi ramami dat epopeja. Dzięki temu chciałoby się, że Loeb napisał kolejną część. Inni sportowcy zdecydowanie powinni brać z niego przykład.

****

 

 

zła – *, słaba – **, dobra – ***, bardzo dobra – ****, wybitna – *****

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *