Powinniśmy obawiać się Chińczyków.

Jeśli jesteś jednym z przyszłych klientów na którykolwiek z praktycznych samochodów kompaktowych to masz wybór szerszy niż kiedykolwiek. Całe tuziny modeli czekają byście przygarnęli je do swojego garażu. Szeroki wachlarz wyboru nie jest jedyną komplikacją. Większość samochodów przeszła albo głęboki lifting lub są dostępne w nowej, jeszcze lepszej i bardziej ekonomicznej wersji.

Jest na przykład Skoda Octavia z dziwnymi reflektorami na modłę Mercedesów Klasy E sprzed kilku lat. Do drzwi wkrótce zapuka kolejna generacja najlepszego według wielu przedstawiciela gatunku, Volkswagena Golfa.

Ale wybór nie sprowadza się tylko do samochodów grupy VAG. W końcu mamy świetnego Focusa czwartej generacji. Jeśli macie problemy ze wzrokiem Civic będzie doskonały. Lubicie stary ser i imigrantów? Renault znajdzie dla was nieźle wyglądające i rzeczowe Megane w trzech wersjach nadwozia. W końcu, ale nie na końcu, jest najnowsza Corolla, która wróciła do swojej prawidłowej nazwy i wreszcie patrzenie na nią nie wywołuje mdłości ani senności.

Nawet jeśli zechcecie coś sprzed dekady znajdzie się rozwiązanie. Alfa Romeo Giulietta wkrótce będzie obchodziła swoją dziesiątą rocznicę i bynajmniej nie wybiera się na emeryturę.

Większość tych samochodów znajdziecie z oszczędnymi silnikami z bogatym wyposażeniem. Będą praktyczne, niezawodne, a część z nich wygląda przyjemnie dla oka.

I o ile podstawowe modele kosztują jakieś siedemdziesiąt tysięcy złotych o tyle te z nieco bardziej chętnym silnikiem, nawigacją, skórzaną tapicerką i strefową klimatyzacją ocierają się lub przekraczają sto tysięcy, co nie jest promocją z Biedronki. Jeśli jednak chcecie jeździć czymś nowoczesnym musicie dokonać wyrzeczeń.

Chociaż pogodzenia ceny, wyglądu, praktyczności, niezawodności i zadowolenia otoczenia wydaje się nie tylko karkołomne ale wręcz niemożliwe. Ale czy na pewno?

Wystarczy bowiem odwiedzić najbliższy salon Kii i sprawdzić co ma do zaoferowania najnowszy ProCeed, który nie jest już trzydrzwiowym hatchbackiem. Jak twierdzi producent nie jest również kombi, jeśli już to kombi-coupe, czyli shooting brake. I wygląda bajecznie, zwłaszcza w kolorze Track Red. W niebieskim jest trochę gorzej, ale za to ma liczne czerwone wstawki, na atrapie i listwach ochronnych. Nadwozie jest po prostu ładne i opływowe, niezależnie z jakiego kąta na nie spojrzycie. Być może zasługa w tym o czterdzieści trzy milimetry niżej poprowadzonej linii dachu względem wersji kombi. Albo prześwitowi, który jest o pięć milimetrów niższy. Lub też różnym blachom, bowiem z praktyczniejszym nadwoziem łączy je tylko maska i przednie błotniki, reszta jest całkowicie inna. Bądź też opływowym kształtom wzbogaconym o dyfuzor i skrzela. Nie mam pojęcia w jaki sposób, jednak to wszystko sprawiło, że przy gabarytach niewiele mniejszych od Octavii sylwetka nie jest w żaden sposób toporna.

I spójrzcie na ten tyłeczek, lepszy niż w przypadku Miss Pośladków. Na dodatek zakończony dwiema prawdziwymi rurami wydechowymi. Wielu w tym nadwoziu dostrzega elementy Porsche czy Mercedesa, ale mnie jednak, i wiem, że to kwestia gustu i być może zabrzmi to jak laurka, ale Stinger i teraz ProCeed podobają mi się bardziej niż nowe Alfy Romeo.

W przypadku wnętrza Kia postarała się mniej, serwując w zasadzie deskę rozdzielczą, która jest identyczna jak w pozostałych odmianach, wzbogacona li tylko o kilka dodatków charakterystycznych dla pakietu GT Line bądź wersji GT. Wyróżnia się niewiele, nie ma się uczucia, że to wyjątkowy model. Na obronę Ceeda można powiedzieć, że środek jest dobrze rozplanowany, praktyczny i przemyślany. Na dodatek większość materiałów jest miękka, ale oczywiście zdarzają się twarde i mocno plastikowe w dotyku. Jednak za tę cenę nie należy spodziewać skóry Connolly i trochę zakrawa to na zbędne czepianie się. Mimo to do jakości montażu nie można się przyczepić, nie tylko jak na tę półkę cenową.

Ze zdecydowanie wyższej są natomiast udogodnienia. Elektrycznie zamykana tylna klapa, cyfrowe radio, ośmiocalowy ekran, nawigacja, systemy bezpieczeństwa, wszystko za relatywnie niewielką dopłatą. Sterowanie jest proste i intuicyjne, a na dodatek można posługiwać się ekranem lub „starodawnymi” przyciskami, więc dinozaury takie jak ja łatwo się odnajdą i nie będą jeździć w lecie z włączonym grzaniem siedzeń a w zimie maksymalnie schładzającą wnętrze klimatyzacją.

Mimo modnej stylistyki nadwozia wnętrze jest zaskakująco przestronne. Zebrało najlepsze cechy kombi Volvo w kształcie cegły i seksowne kształty Alfy 156 Sportwagon. Pasażerowie znajdą dla siebie wystarczającą ilość miejsca, jak również dla swoich bagaży. Minusem jest kształt kufra, długi i dość płytki. Zastanawia mnie tylko po co komu taka ilość schowków pod podłogą. Chyba tylko, żeby przedmioty bawiły się z nami w chowanego. Opadająca tylna szyba poza obniżeniem wysokości bagażnika ma również minus w postaci miernej wydoczności, jest chyba gorzej niż w Lamborghini.

Na pocieszenie zostaje świetne wyciszenie gwarantujące wysoki komfort akustyczny oraz mięsiste fotele, które są gdzieś w połowie drogi do kubełków. Szkoda tylko, że fotela kierowcy nie można opuścić jeszcze niżej.

Nowe generacja ProCeed’a w wersji GT jest napędza w gruncie rzeczy tą samą jednostką co poprzednia.

Największą zmianą silnika wyposażonego w bezpośredni wtrysk jest filtr cząstek stałych. Pojemność, moc i moment obrotowy zostały na takim samym poziomie. Chociaż jeszcze kilka lat temu gwarantowały wstęp do klasy szybkich kompaktów spod znaku GTI to obecnie bardziej przystają do klasy niższej. Aczkolwiek osiągi są w pełni wystarczające do codziennej dynamicznej jazdy.

Cieszy fakt, że motor nie ma zupełnie małej pojemności, nie jest wspomagany silnikiem elektrycznym, przez co byłby bardziej skomplikowany, jak również posiada cztery cylindry. Jest elastyczny, ekonomiczny i brzmi nieźle, momentami jakby miał o połowę więcej koni mechanicznych, chociaż w trybie Sport wtrącają się głośniki. I tylko czasem chciałoby się więcej mocy. Aż prosi się o wersję porównywalną z Hyundaiem i30 N.

Do wyboru są dwie skrzynie biegów, manualna sześciobiegowa i posiadający jedno przełożenie więcej automatyczny układ z dwoma sprzęgłami. Urywa jedną setną z przyspieszenia do setki, obniża prędkość maksymalną i niemal niezauważalnie spalanie, ale wymaga dopłaty sześciu tysięcy. Zatem jeśli chcecie w pełni wykorzystać moc i trochę oszczędzić wybierzcie ręczną przekładnię. Jeśli zależy wam bardziej na wygodzie i nie chcecie sobie zaprzątać głowy zmianami przełożeń otrzymacie przekładnię na poziomie w niczym nie odstającą od konkurentów.

Kia solidnie przygotowała swoje gorącego hatchbacka. Który co prawda nie jest ani tak naprawdę gorący ani też nie jest hatchbackiem. Nie mniej jednak przyłożyła się do mechaniki, oferując osiemnastocalowe felgi obute w opony Michelin Pilot Sport, inną charakterystykę amortyzatorów, sprężyn, stabilizatorów i układu kierowniczego. Ten ostatni jest całkiem bezpośredni a skrajne położenia dzieli tylko dwa i pół obrotu. Zawieszenie jest utwardzone, z przodu o czternaście, a z tyłu o czterdzieści cztery procent. Dodajcie do tego niżej położony środek ciężkości oraz układ Torque Vectoring, wykorzystujący hamulce by ograniczyć podsterowność w zakręcie, a otrzymacie całkiem zdolny i zdeterminowany do szybkiej jazdy samochodów. Przyjemnej w dodatku. Wszystkie składowe zaczynają współgrać w jednym celu, by jechać szybciej i dawać kierowcy sporo przyjemności. Skrzynia biegów potrafi szybko zrzucać kilka biegów naraz, bez zbędnego zacięcia. Jedynym minusem jest to, że manualna przekładnia byłaby bardziej angażująca, aczkolwiek nie tak szybka.

W trybie Sport otwiera się dodatkowa klapka w wydechu. Niestety uaktywniają się również głośniki sącząc sztuczny dźwięk do wnętrza. Silnik jest na tyle elastyczny i chętny, że szukasz prostej tylko po to by przyspieszyć, zwolnić słuchając wybuchów niespalonego paliwa, i jeszcze raz przyspieszyć. Wreszcie, gdy dopadasz zakrętu, późno stajesz na hamulce, dohamowanie, stabilne wejście w zakręt i pełne przyspieszenie na wyjściu. Zawieszenie na tyle na ile może nie ugina się, jednocześnie nie odstając zbytnio od mocnych Focusów i Golfów. W końcu zostało zaprojektowane przy udziale pewnego pana odpowiedzialnego za kilka samochodów z dywizji M od BMW.

Chociaż szybka jazda niczym nie zaskakuje to ProCeed GT zdecydowanie lepiej czuje się, gdy prowadzicie go płynnie i precyzyjnie, muskając szczyty zakrętów niż idąc pełnym ogniem i gwałtownie zmieniając kierunek jazdy rzucając masą w każdą stronę. W końcu to nie GT3 RS.

Jazda wkręca, wciąga i angażuje. Ostatecznie do celu jeździsz, a nie po prostu dojeżdżasz. I ogromnie mi się podoba, że zasługa w tym czystej techniki i inżynierii a nie czterech skrętnych kół, różnego rodzaju gadżetów czy innych czarów.

A później, gdy zechcecie się wyciszyć ustawcie wszystko w tryb Komfort by przemierzać bezkresne kilometry wygodnie i w spokoju. Ciszy również, bowiem przy autostradowych prędkościach można szeptać.

Na koniec waszego spokoju nie zburzy nawet rzut oka na cennik. Owszem, jak na polskie realia trochę ponad sto tysięcy to dużo, ale jak za to co oferuje, cena nie wydaje się wygórowana. Kia ProCeed GT nie odstaje niczym od konkurentów, nawet tych z czołówki, a w wielu kategoriach daje więcej. W tej nazywanej przez Niemców „value for money” jest nie do pobicia. Jasne, będzie wolniejszy niż wszystkie RS-y i GTI ale ma mniejszą moc. Jednak dzięki temu nie jest tak szalony i przekombinowany. Nie jest przerostem formy nad treścią ani jeżdżąc nim tak łatwo nie stracicie prawa jazdy.

Zastanawia nie tylko jedno, co zaserwuje nam Kia dalej? Po świetnym Stingerze, ProCeed GT to kolejne angażujące auto dla fana motoryzacji. Jest tylko jeden problem, zarówno dla koreańskiego producenta jak i dla innych, co zrobią Chińczycy. Pomyślcie przez chwilę. Wielu mówi, że wkrótce wszyscy będziemy jeździli samochodami Made in China. Co nie powinno być takie złe. Teraz mamy Volvo, a wkrótce może i Smarta. Ale pewnie będzie tego coraz więcej. Popatrzcie na samą Kię. Obecnie oferują ciekawe, praktycznie i relatywnie tanie samochody, które zapewniają sportowe emocje, a jeszcze dwadzieścia lat temu produkowali mdłe i ponure Cerato, Shumę czy pierwszą generację Rio. Aż wreszcie uczynili świetlny skok w przyszłość. Pomyślcie co tylko zrobi niemal półtora miliarda rodaków Jackiego Chana?

Do tego czasu spokojnie możecie jeździć Kią. Bez obciachu i może z odrobiną dumy. Mimo, że szef mojego kolegi nazywa je kiłą. Ale zawsze mogło być gorzej, w końcu moglibyście jeździć Skodą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *