(Nie)zwykła limuzyna.

Na potrzeby tego felietonu przyjmijmy, że kij faktycznie ma tylko dwa końce. Z jednego końca producenci oferują nam rzeczy, które wykonują tylko dobrze to, do czego zostały faktycznie przewidziane. Słowem pralka tylko pierze, a samochód tylko jeździ. Z drugiego zaś są produkty ze specjalną naklejką. Zazwyczaj widnieje na niej napis premium lub ekskluzywne. Te wyroby przeważnie gorzej sprawdzają się w swoim podstawowym zamyśle jednak oferują pewną wartość dodaną. Za odpowiednią cenę oczywiście. Zatem coś wygląda nieco lepiej, jest droższe co pozycjonuje je zdecydowanie wyżej w hierarchii sklepowych półek bądź też jest używane przez mniej lub bardziej znaną osobę.

Spytacie co to ma u licha wspólnego z tą rubryką i tematem samochodów. Jak się okazuje bardzo dużo, a dobitnie świadczą o tym premiery z minionych targów motoryzacyjnych w Paryżu. A właściwie jedna.

Przez ostatni czas pastwiłem się nad specjalistami od marketingu, którzy pracują w przeszklonym budynku w Monachium. Każdego dnia grali w swoją ulubioną grę – wymyślmy kolejną niszę, a później za pomocą specjalnych kapsułek wysyłanych przez dysze wysyłali jajogłowym kilka pięter niżej swój pomysł na nowy segment samochodów. Ich odpowiednicy z Ingolstadt podjęli rękawice, chcąc wysforować się na przód autostrady niszowych segmentów i na wspominanych targach zaprezentowali nowy wariant TT. Mamy już coupe oraz kabriolet. Kilka miesięcy temu pokazali wariant terenowy, a parę tygodni temu czterodrzwiowe coupe. Tym razem to wyjątkowo trafiona nazwa bowiem do nadwozia trzydrzwiowego faktycznie dodano trzydzieści centymetrów rozstawu osi i dwoje drzwi. Ale czy nie jest to zbyt bez sensu? Czwórka ani piątka pasażerów nie będzie miała zbyt wygodnie. Bagażnik z pewnością nie będzie należał do najpojemniejszych a próg załadunku jest gargantuiczny. Jedyne co w tym przypadku będzie duże to cena. I tutaj wszystko w księgach rachunkowych Audi wszystko będzie się zgadzało. Z jednym wszakże wyjątkiem.

Do tej pory idąc do ichniejszego salonu kupowałeś prestiżową limuzynę, praktyczne kombi, niezłego suva lub poręcznego liftbacka, który z niezrozumiałych względów wszyscy nazywają czterodrzwiowym coupe. Z kolei, gdy miałeś odpowiednio mniej pieniędzy oraz więcej przestrzeni w spodniach wybierałeś prawdziwe coupe, które oczywiście było niepraktyczne oraz droższe, ale jednocześnie bardziej ekskluzywne. Tak też było z dwoma wersjami TT, ale jestem absolutnie przekonany, że gdy wprowadzą TT Sportback, a zrobią to z pewnością zamiast świetnego Quattro Concept, większość rzuci się właśnie na ten wariant. Co ergo będzie oznaczało, że nie będzie już tak ekskluzywne. I tu pojawia się rozwiązanie tego problemu. Wystarczy tylko złożyć podpis na zamówieniu zwykłej limuzyny, która od tej pory będzie jak limitowana wersja spodni z długimi nogawkami.

Chcąc zacząć swoją przygodę z nowym TT z dieslem pod maską trzeba wysupłać niemal 160 tysięcy złotych. Naturalnie model Sportback będzie odrobinę droższy. Ale za rogiem czai się A4 z niewiele słabszym motorem, które jest o blisko dwadzieścia tysięcy złotych tańsze. To kwota, która pozwoli wam zaznaczyć najdroższą wersję skórzanych obić albo kupić biksenonowe reflektory, trzystrefową klimatyzację, obszytą kierownicę, nawigację oraz rozszerzony pakiet serwisowy bądź też wybrać napęd Quattro i zadowolić się połową dodatków z tej listy. W dodatku będziecie jeździli czymś, co nie będzie częstym bywalcem przykafejkowych miejsc parkingowych na placu Trzech Krzyży.

Patrząc na stylizację A4 ciśnie się na usta jedno słowo – stonowane. Podczas gdy BMW i Mercedes to pop i rock, Audi to zdecydowanie jazz, być może nawet z domieszką klasyki. Nie ma tu szaleństw, nawet ledowe reflektory nie robią już takiego wrażenia. Bryła samochodu jest dość subtelna i A4 można kupić tylko z powodu tego jak się prezentuje. Jednak zdecydowanie lepiej wygląda w jaśniejszych odcieniach, w ciemnych jest niemal nie do odróżniania od większych A6 i A8. Różnią się praktycznie tylko wielkością.

Jeśli chodzi o wnętrze to Audi zdaje się posiadło tajemną sztukę tworzenia miejsc wyjątkowo przyjemnych. Mimo, że jest na rynku od sześciu lat i czuć oddech młodszych konkurentów ciągle zajmuje wysokie miejsce w rankingach. Jest świetnie wykończone a spasowanie materiałów to wyższa szkoła w dziedzinie dokładności. Jeśli zainwestujecie w piękną skórzaną tapicerką zaczniecie się zastanawiać nad sensem istnienia A8. Dodatkowo zapewnia dużą ilość miejsca w każdą stronę oraz całkiem pojemny bagażnik, którego pojemność wynosi 480 litrów. No i to miejsce za kierownicą. Siedzi się w zasadzie idealnie.

W przypadku wszelkiego rodzaju gadżetów to obowiązuje tutaj generalnie jedna zasada – jeśli je sobie kupiłeś to masz się czym bawić. Początek cennika to tylko zaproszenie do dalszej zabawy związanej w dobieraniem odpowiednich oraz pożądanych opcji.

Silnik to jednostka, która występuje chyba w każdym samochodzie koncernu VAG, od limuzyn przez suvy do coupe o sportowych konotacjach. Dwulitrowy diesel w tym wariancie ma 177 koni mechanicznych oraz 380 Nm momentu obrotowego. Wersja z manualną skrzynią biegów oraz przednim napędem pozwala na przyspieszanie do setki w lekko ponad osiem sekund i potrafi pędzić z prędkością maksymalną rzędu 230 km/h. Jak przystało na jednostkę wysokoprężną charakteryzuje się umiarkowanym zużyciem paliwa i co nie jest do końca oczywiste w tego typu agregatach gładką oraz w miarę cichą pracą. W dobrze wyciszonym wnętrzu ledwo ją słychać.

W segmencie samochodów premium BMW grało skrzypce sportowej jazdy a Mercedes hołdował permanentnemu umiłowaniu komfortu. Audi było gdzieś pomiędzy i zdaje się, że ta taktyka pozostała niezmieniona. A4 sprawnie wybiera nierówności, chociaż woli sobie radzić głównie z tymi mniejszymi. Większe nieco wzruszają konstrukcją zawieszenia. Oczywiście gdy wydamy nieco pieniędzy otrzymamy możliwość regulowania nastawami oraz trybami pracy podwozia, ale nie dają one spektakularnych efektów. Natomiast relaksującej jeździe wybitnie nie sprzyja pakiet S-line z twardszymi sprężynami oraz opcjonalne dziewiętnastocalowe felgi z oponami, która zamiast balona przypominają cieniutkie naleśniki.

Sportowa jazda w stylu białych BMW M nie jest czymś czemu Audi A4 oddaje się wyjątkowo chętnie. Wówczas czuć niewielką podsterowność, a elektrycznie wspomagany układ kierowniczy skalibrowano raczej do średnio dynamicznej jazdy. Jest dobry, aczkolwiek życzyłbym sobie w nim więcej czucia. Całość zestrojono jednak w stronę spokojnego i bardziej statecznego przemieszczania się niż ścigania i ścinania zakrętów.

Koszty? Jak się pewnie spodziewacie nie są niskie. Standardowo ta wersja kosztuje 145 tysięcy złotych. Analogiczne BMW serii 3 jest o kilka tysięcy droższe, gorzej wypada Klasa C, która za sprawą większego silnika ma wyższą akcyzę i jest droższa o blisko dwadzieścia tysięcy. Naturalnie są to tylko ceny początkowe i tylko samozaparcie pozwoli nie wydać wam 250 tysięcy za kompletnie wyposażony model. A są jeszcze mocniejsze diesle i oczywiście RS4.

Brzmi to wszystko trochę jak laurka wystawiona nieco leciwej konstrukcji. Konkurenci poszli o generację do przodu i mają znacznie mniej sztampową stylistykę. Nowe modele w wielu dziedzinach są minimalnie lepsze, ale średnia jest po stronie Audi. Co więcej, nie miałbym nic przeciwko codziennej jeździe w A4. Jest dobre w każdej kategorii i wykona każde postawione przed nim zadanie. W wyborze oczywiście pomogą indywidualne preferencje, ale trzeba pamiętać, że konkurenci nie wygrywają Le Mans. Zawsze to jakiś argument.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *