Napęd na tył jak hybryda.

Zacznijmy z grubej rury, ile znacie samochodów z napędem na przód? Cóż, w Europie pewnie 90% albo i więcej samochodów przenosi moc przez tę oś. Ostatnią mekką wydają się Stany, ale również u nich ich coraz więcej. To w sumie ciekawe, bo przez większość czasu ubiegłego wieku królowały auta z napęd na tył. Nie chciało mi się szukać dokładnych danych, ale  na pewno była to duża liczba. Oczywiście z czasem producenci by przyoszczędzić i uprościć konstrukcję zaczęli budować auta, które przenoszą moc poprzez przednie koła. Z punktu widzenia kosztów było to pewnie opłacalne, ale raczej nie dla kierowców. Nie chodzi mi tu od razu o driftowanie, ale zarzucanie na zakrętach jest świetną zabawą. Poza tym już dawno wymyślono tezę, że jedna oś powinna napędzać, a druga kierować. I chyba powoli coś się zaczęło zmieniać na plus w tym względzie. Otóż do grona Beemek, Merców i aut stricte sportowych dołączyła Toyota. Chodzi o model GT86, czyli siostrę BRZ od Subaru i wytworu toyoto podobnego czyli Sciona. Producent Corolli przypomniał sobie, że cztery pierwsze generacje miały napęd na tylną oś, a legendarna AE86 zdobiła ściany japońskich nastolatków zaraz razem z plakatami Godzilli. Ale ad rem. Toyota podobno dała design i sporą część komponentów, a silnik Subaru. Z założenia miał to być tani, wracający do korzeni dający radość z jazdy samochód. I prawdę mówiąc nie udało jej się spełnić prawie żadnego założenia. Silnik, aby oddać swoją moc musi być kręcony niemiłosiernie aż po czerwone pole (co nie sprawia nawet w jednej setnej takiej przyjemności jak chociażby we VTEC-ach), a i tak mamy tylko 200 KM, czyli mniej niż w hot-hach’ach. Co prawda nieźle trzyma się drogi, ale zawieszenie i opony szybko spotykają swoje limity. Podobnie jak hamulce z auta o mocy mniejszej o połowę. Owszem całość można nieco podrasować, ale za cenę 130 tyś. chciało by się mieć w miarę dobry i kompletny samochód, a nie dokładać do niego  graty za cenę Yarisa. Ducha dawnej „rollki” przywołuje tylko oznaczenie cyfrowy i materiały użyte do wykończenia wnętrza. I ten karykaturalny pakiet w stylu Supry. Chociaż i tak mamy dobrze bo w Japonii sprzedają modele z czarnymi zderzakami, tak jakby ktoś chciał wymienić po wyjeździe z salonu. Chwilową siłą GT86 jest praktyczny brak konkurencji, poza Hyundayem Coupe, ale kto by chciał jeździć autem reklamowanym przez Karolaka w stroju Jacka Sparrowa, kapitana  Jacka Sparrowa. Mazda MX-5 ma tylko 160 KM, a 370Z jest droższy i zbyt ociężały. Czyżby brak dobrej alternatywy? No niezupełnie. Wystarczy zerknąć na auta używane. Nagle z małego placu zabaw u lekarza mamy przed sobą ogromny sklep ze słodyczami. Okazuje się, że za cenę Toyoty, lub nawet mniejszą, mamy do wyboru niemal pełny wachlarz producentów. Mamy to choćby BMW, włącznie z odchodzącą „szóstką” z V8, legendarne E30 czy E46 MPower, starą „ósemkę” z V12 i manualem i podnoszonymi światłami. Są Boxstery, Caymany, nawet 964, 994, czy 996 Turbo. Są Corvetty i Vipery. Nawet Honda S2000 albo NSX, czyli japońskie Ferrari. Może nie są praktyczne, ale w GT86 pewnie pralki nie przewieziesz, a poza tym będzie to pewnie drugie auto w garażu. Jeśli ktoś woli automatyczne skrzynie biegów to są Mercedesy AMG albo V12, Jaguary, nawet Maserati z bananowymi lampami. I to wszystko często za mniej niż 100 tyś. Ktoś zaraz pewnie powie poczekaj chwileczkę, ale Toyota jest nowa z gwarancją, a te auto to stare gruchoty. A czy słyszeliście o chorobach wieku dziecięcego? Prawie każde nowe auto je ma, dopiero auto po liftach są w miarę pewne, a Toyota już od dawna nie produkuje pancernych samochodów.

GT86 można by uznać za dobre auto, gdyby była ostatnim na świecie, ale mając na szali ją albo któreś z wymienionych wcześniej aut jest bardziej wyborem czekolado podobnym. Ale może to tylko pierwszy model, jaskółka wieszcząca gorącą epokę palonych tylnich kapci i te zakręty brane pod kątem 45 stopni. W końcu z hybrydami się udało.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *