Dwanaście kłamstw, którymi karmią nas eksperci od motoryzacji.

Nie jestem światowej klasy matematykiem. Nie jestem nawet wybitny w tej dziedzinie, ale szacuję, że w samej tylko Polsce mamy jakieś dwa tryliony ekspertów od motoryzacji. Więcej jest tylko fachowców od awiacji oraz piłki nożnej.
Ale wracając do samochodów. Nie ważne czy przeczytałeś wszystkie „Auto Światy” i „Motory” albo miałeś Małego Fiata w latach 70-tych. Twoja wiedza jest wystarczająca by zaprosili cię do telewizji śniadaniowej jako mądrą głowę. I to powoduje, że wokół motoryzacji orbituje wiele mitów. A w dzisiejszych czasach raz zasłyszana opinia przeradza się w lawinę paniki i niedomówień, a stąd już prosta droga do kłamstw wmawianych nam przez ludzi, którzy sami nie potrafią skonstruować własnej opinii. Oto subiektywna i niepełna lista:

  1. Największe kłamstwo współczesnej motoryzacji, ekologia. Nie mam nic do natury, drzew, kwiatków czy zwierząt. Cieszę się, że możemy oddychać czystym powietrzem i współczuję mieszkańcom Krakowa. Ale karanie samochodów za ocieplenie klimatu? Po pierwsze to kiepska nazwa, każdy lubi, gdy jest ciepło. Po drugie nikt jednoznacznie nie uznał, że nie jest to zjawisko czasowe, w pełni regulowane przez Matkę Ziemię. Po trzecie samochody są odpowiedzialne za znikomy wpływ na efekt cieplarniany. Znacznie groźniejsze są krowy, które emitują metan ze swoich zadków. Zatem zjadając więcej wołowiny pomagasz przyrodzie. Kolejny argument w wojnie wegetarian z normalnymi ludźmi.
  2. Mój Prius nie truje środowiska, a twój gorący hatchback roztapia lód na Grenlandii. Cóż, bzdura równie wielka jak biust Dody. Ale jeśli już naprawdę upieracie się, że wszystkiemu winne są sportowe samochody, cóż, mam też coś dla was. Tym, którym zależy na misiach polarnych a właśnie rozpadł się Garbus i muszą czymś jeździć z pewnością wybiorą Priusa. To prawda, że ma niską emisję CO2, ale roztapia domki Eskimosów bardziej niż Pagani Huayra. A nawet dwie. Prawdę mówią nawet bardziej niż wszystkie wyprodukowane Zondy. Otóż hybrydowa Toyota jest produkowana w Azji i żeby dotrzeć do salonu w Europie albo w Stanach Zjednoczonych musi tam dopłynąć. Naturalnie nie robi tego korzystając z odnawialnych źródeł energii. Do tego celu używa jednego z dziewięćdziesięciu tysięcy statków towarowych, a każdy z nich emituje tyle zanieczyszczeń co pięćdziesiąt milionów samochodów. W Polsce mamy tylko dwadzieścia milionów samochodów osobowych. A żeby jeszcze bardziej pogrążyć ekologów jeden fakt. W 2011 roku na całej planecie liczba pojazdów przekroczyła miliard. Sami dokonajcie obliczeń. Mógłbym tak jeszcze długo marudzić, ale nie w tym rzecz. Cieszę się, że ktoś walczy o dobro Ziemi i chodzi zimą w sandałach, ale na litość boską sięgnijcie do istoty problemu, a nie do kieszeni kierowców.
  3. W codziennym użytkowaniu elektroniczny hamulec ręczny jest wygodny dla większości użytkowników. Nie trzeba sobie zawracać nim głowy, a dodatkowo sprzężony z Hill Holderem pozwala ruszyć pod pionową ścianę bez żabich skoków lub co gorsza bez kompromitującego zgaszenia samochodu i zjazdu tyłem w przechodzącą na pasach staruszkę. Tyle tylko, że starsze rozwiązanie wydaje się zwyczajnie lepsze. Może w Klasie S dźwignia między fotelami nie wyglądałaby zbyt luksusowo, chyba, że była by pokryta napletkiem walenia, ale w takim Golfie GTI? Samochodzie, który ma sprawić radość? Każdy samiec wie, że odpowiednio wykonany manewr poparty pociągnięciem ręcznego działa na samiczki lepiej niż pawi ogon. Tymczasem producenci stosując elektroniczny wariant pozbawili nas nie tylko możliwości spędzenia upojnej nocy ale również odrobiny zabawy na śniegu albo na parkingu próbując zaparkować równolegle. Pewnie myślicie, że dzięki temu oszczędzicie paliwo i uchronicie środowisko. Być może zużyjecie nanolitr paliwa na tysiąc kilometrów mniej, czyli będziecie bogatsi o całe cztery złote przy trzecim właścicielu, ale tak naprawdę oszczędza producent. Kilka obwodów scalonych jest zwyczajnie tańszych niż dźwignia i linka.
  4. Podobnie jest z elektrycznym wspomaganiem kierownicy. Wspomaganie jest wygodne i dobre. Bez niego każdy wyglądałby jak Hardkorowy Koksu. Sęk w tym, że hydrauliczne rozwiązanie pozwalało zachować precyzję, komfort i dawało odpowiednio dużo informacji o tym, co robią przednie koła jednocześnie. To prawda, że Porsche i inne firmy produkujące sportowe samochody replikują te doznania w układach z elektrycznym wspomaganiem, ale to wciąż nie to samo. To jak wegetariańskie coś, co imituje boczek. I tu ponownie na pierwszym miejscu nie stoi ani wygoda kierowcy ani rzadsze odwiedzanie dystrybutora. Jak w punkcie wyżej wygrywa bilans producenta.
  5. Będąc całkowicie szczerym nie jestem do końca przekonany słuszności tej tezy, ale po pierwsze czymś musiałem wypełnić tę rubrykę, a po drugie pomysły po spożyciu zawsze są dobre. Ale do meritum. Dlaczego samochody z dużymi silnikami są droższe od tych z mniejszymi? Dlaczego 220-konny Golf GTI jest prawie dwa razy droższy niż ten sam model z silnikiem 1.2 TSI o mocy chińskiego odkurzacza. Owszem gorąca wersja ma więcej gadżetów, ale to raczej nie tłumaczy takiej różnicy w cenie. Projektując mały silnik trzeba zadbać absolutnie o wszystko, niskie spalanie, trwałość, niewielką masę i małą liczbę materiałów. Tymczasem konstruując większy możesz to całkowicie olać. Nikt po GTI nie spodziewa się spalania w mieście na poziomie pięciu litrów. Gabarytowo jest pewnie większy i wymaga większej ilości elementów, ale to tyle ile wydajecie na zapałki w miesiącu i dodatkowo jesteście niepalący. Jest odrobinę cięższy, ale produkuje niemal trzykrotnie większą moc. I czy naprawdę będzie mniej trwały niż mały silniczek, który musi się zmagać z 1,2-tonowym samochodem?
  6. Podatek zawarty w paliwie idzie na budowę lepszych dróg. Czy muszę coś wyjaśniać? Wystarczy wyjść po zimie na spacer.
  7. Oczywiście, że wypłacimy pełną wartość ubezpieczenie i naprawimy samochód przy użyciu oryginalnych części. A później będzie Pan mógł pobaraszkować z moją sekretarką. Jest naprawdę niezła.
  8. Jeśli coś ma znaczek TDI, to automatycznie staje się królem komisu. Owszem ropniaki zużywają mniejsze ilości paliwa, a dawne jednostki były trwalsze niż niejedna koalicja. Ale dzisiaj sprawy się zmieniły. Diesle wymagają większej ilości elementów, są bardziej skomplikowane, a producenci serwując gigantyczny moment obrotowy często oszczędzają na podzespołach, przez co wydajecie furmankę pieniędzy w serwisie. Są także droższe w zakupie, więc jeśli jeździcie po mieście nigdy się wam nie zwrócą i są mimo całej nowoczesnej technologii są bardziej szkodliwe dla środowiska niż wersje benzynowe. Skąd mają zatem więcej wyznawców niż Ojciec Rydzyk słuchaczy?
  9. Sportowe kabriolety. Taka rzeczy nie istnieje, chyba że korzystacie z materiałów z Marsa jak robi to McLaren. Pozostałe modele są chybotliwe niczym tratwa na Bałtyku w czasie sztormu. Nawet jeśli wydacie milion na nowe 911 Turbo S będziecie na straconej pozycji. W stały dach utrzymuje odpowiednią sztywność, przez co samochód prowadzi się lepiej. Bez niego ciężki przód i tył są zespolone przez rozmiękczoną bułkę, więc zawsze będziecie wolniejsi i gorzej pokonywali zakręty.
  10. Kupiliście nowy samochód i liczycie na niskie spalanie? Pali dwa razy więcej od tego co podaje producent, mimo że pchacie go z górki? To dlatego, że nie poruszacie się w sterylnym laboratorium i nie macie tytułu doktora ds. machlowania przy wynikach spalania. Fakt.
  11. Ponad połowa samochodów jeżdżących po polskich drogach ma więcej niż dziesięć lat. Tak, bywają mniej oszczędne, mają mniej gadżetów i są mniej bezpieczne. Ale są tańsze, łatwiejsze w serwisowaniu i jakby fajniejsze. Bardziej skoncentrowane na byciu samochodem a nie smatfonem z bzdurnymi aplikacjami imitującymi dźwięk V6 z dwiema turbosprężarkami w miejskim Clio.
  12. Potrzebujesz vana ani suva. W znakomitej większości samochodów poruszających się na drogach podróżuje tylko jedna osoba. Skąd zatem pomysł, że każdy nagle potrzebuje pojemnego vana albo suva? Jeszcze dwadzieścia lat temu nasi ojcowie potrafili przeprowadzić się albo pojechać na wakacje Maluchem. A czy dzisiaj naprawdę potrzebujemy ogromnych bagażników i takiej ilości powietrza nad głową, że zmieściłby się tam Boening 747? Tygodniowe zakupy upakujemy w samochodzie segmentu B a sprzęt agd czy rtv dowiozą do domu za darmo albo za niewielką opłatą. Naturalnie są tacy, co potrzebują większych zdolności transportowych, ale zdecydowana większość z nas nie. Poza tym to zjawisko czasowe, była moda na małe sedany, później vany, aż w końcu każdy musi mieć suva, który w miejskiej jeździe nie różni się specjalnie od kompaktu, a na zakrętach sprawuje się gorzej, ponieważ ma wyżej położony środek ciężkości. A w teren i tak nie wjedziecie. Jest także cięższy, więc zużyjecie więcej paliwa.

Ta krótka i subiektywna lista ma dwa cele. Pierwszy, czymś musiałem uzupełnić tę rubrykę, żeby dostać wypłatę. Druga, kupcie taki samochód na jaki macie ochotę. Nie ulegajcie modom ani namowom znajomych ani kogoś z rodziny, kto miał i tylko jeździł do serwisu. W końcu najważniejsze jest, aby się dobrze bawić. I to ostatnie spojrzenie na samochód, gdy zostawiacie go na parkingu albo w garażu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *