Brian Johnson „Gaz do dechy” – recenzja.

Któż z męskiego grona w nieco późniejszej młodości nie pragnął zostać gwiazdą rocka? Oczywiście mowa o pokoleniu sprzed końca lat 90-tych XX wieku. Podróże, niczym nie skrępowane imprezy, cały wachlarz narkotyków i alkoholów na wyciągniecie tacy oraz szklanki. W końcu również fanki.

Ale jeśli w waszych żyłach płynie również domieszka benzyny wiąże się to z garażem pełnym egzotycznych samochodów. Jakich tylko chcecie. I do takiego garażu zaprasza nas legenda AC/DC, Brian Johnson.

Na początku było ciężko, ale i zabawnie. Wspólnie wypady z kolegami, niszczenie samochodów, ciężarówka i praca jako osoba wymieniająca szyby w samochodach. Aż wreszcie los się uśmiechnął, został prawdziwą gwiazdą. Muzyka to osobny rozdział.

To dało mu możliwość zakupu samochodu z każdej półki. Bynajmniej nie poszedł na łatwiznę sprawiając sobie Veyrona czy Continentala GT. Jeśli Bentley to taki z lat dwudziestych. Z resztą inne jego samochody to twardy materiał dla dorosłych, Ferrari Daytona, Alfa 8C 35C, Rolls-Royce Silver Ghoust czy Lamborghini Miura.

W opowiadanie o samochodach i zamiłowanie do wyścigów wplata anegdoty, o tym jak się ściga czy jak dachuje we Francji. Robi to na szczęście charakterystycznym językiem, dowcipnie, dosadnie i nie przebierając w słowach czy przymiotnikach. Chyba pierwszy raz faktem jest to co napisano na okładce, czytanie kolejnych stron to jak wyjście z dobrym kumplem na piwo i słuchanie jego opowieści, co tam „Baśnie z tysiąca i jednej nocy”.

I czytając wcale nie jest żal, Brian Johnson to świetny facet, który spełnia swoje marzenia i w świetny oraz pełen humoru sposób dzieli się tym z czytelnikiem.

Nie ma tu łóżkowych szczegółów czy chronologicznego wymieniania wydarzeń. To nie biografia, to autobiografia.

****

 

 

zła – *, słaba – **, dobra – ***, bardzo dobra – ****, wybitna – *****

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *