Bo nawet w bezsensie jest czasem ukryty sens.

Czasem konstruktorom naprawdę coś się uda. Chwila geniuszu, błysk intelektu czy odrobina kokainy. Tak powstają epopeje czy kamienie milowe w różnych dziedzinach. Apple niegdyś produkujący jeden model telefonu ma teraz naręcze innych, podobnych w działaniu i konstrukcji sprzętu. Wystarczył jeden hit, a stworzono całą gamę produktów, które korzystają z jego dziedzictwa.

Zaiste, podobną drogę przeszła marka Mini pod skrzydłami BMW. Z początkowo jednego modelu gama rozrosła się do dziewięciu aktualnie oferowanych. Konkurenta dla Audi A8 nie ma chyba tylko dlatego, że tylna klapa nie pomieściłaby takiej ilości iksów przed L.

Z niewielkiego trzydrzwiowego hatchbacka zrobiono wersję kabrio, kombi, użytkową, później coupe i roadster, która nie wiadomo czym różni się od wcześniej wspomnianej bez dachu. Ale to było za mało. W końcu rozdmuchano miejskiego malucha i zrobiono praktycznego crossovera, a później wbrew wszelkiej logice pozbawiono go drzwi tworząc wersję coupe bazującej na suvie, który był zrodzony w małego hatchbacka. Czy ktoś jeszcze nadąża?

Paceman zdaje się jest mieszanką każdej wersji, poza kabrioletem naturalnie. Stylistycznie to nadal rodzina Mini, chociaż tutaj odrobinę przerośnięta. Oczywiście mamy do wyboru różne rodzaje felg i pakiety stylistyczne z naklejkami włącznie.

Wnętrze również niczym specjalnym nie wyróżnia się spośród innych samochodów marki. Do wielkiego talerza z prędkościomierzem na środku już chyba nigdy się nie przyzwyczaję. Na szczęście to jak szybko jedziemy jest również wyświetlane przy obrotomierzu.

Reszta jest o wiele bardziej tradycyjna, łącznie ze sportowymi fotelami, które świetnie trzymają na wirażach. Materiały wykończeniowe są na odpowiednim poziomie, a diodowe oświetlenie o zmiennej barwie to miły i nowoczesny akcent.

O ile z przodu miejsca jest pod dostatkiem to z tyłu już nie jest tak różowo. Za sprawą opadającego dachu trzeba zabierać mniejsze autostopowiczki i to raczej na umiarkowanie długie trasy. Takie czasy, stylistyka rządzi. Za to miejsca w bagażniku jest całkiem sporo, tyle co w normalnych kompaktach.

Z wizualnego punktu widzenia Paceman mimo swojej wielkości i wagi przypomina bardziej breloczek do kluczy niż poważny samochód. Jest jak bibelocik kupiony na wycieczce tylko dlatego, że ładnie wygląda. Ale to tylko pozory i subiektywne odczucia.

Silnik to standardowa jednostka John Cooper Works. 1.6 litra generuje 215 koni mechanicznych i 280 niutonometrów momentu obrotowego. Ze względu na nie do końca mini masę, półtorej tony, zapewnia przyspieszenie porównywalne z Golfem GTI, o podobnej mocy, który jest lżejszy o średniej wielkości Amerykanina.

W porównaniu z mniejszymi siostrami ze znaczkiem JCW większe Mini są dostępne z napędem na cztery koła ALL4. Oczywiście jest to Haldex, która działa całkiem dobrze. Paceman zachowuje się nad wyraz dobrze w każdych warunkach i jest wyjątkowo grzeczny jeśli chodzi o prowadzenie. Jazda przypomina szaleństwa małym i dobrze zestrojonym gokartem wraz z uroczo pracującym układem kierowniczym. Do tego przyjemnie działająca manualna skrzynia biegów co daje gotową receptę na samochód zorientowany na dawanie kierowcy radości z jazdy. W końcu to marka pod skrzydłami BMW.

Dodatkowo uzyskano dobry kompromis między sportową sztywnością zawieszenie a komfortowymi nastawami, dzięki czemu nie trzeba omijać odblasków na drodze.

Pokonując kolejne kilometry Paceman udowadnia, że nie jest tylko błyskotką, która dobrze wygląda na światłach albo na parkingu. Nie oglądają się za nim tylko kobiety, chociaż płeć piękna góruje w statystykach. Mężczyzną zdaje również się podobać, jednak ci głównie zwracają uwagę na spojlery i na sporych rozmiarów dwie końcówki układu wydechowego. Jedyne co trochę przeszkadza to plastiki na krańcach blach. W czarni nie rzuca się to aż tak w oczy, w innym kolorze uświadamia bezsensowność tego zabiegu stylistycznego. Wiadomym jest, że zwykłą wersją nie wjedziemy w teren, a tym bardziej JCW. Nawet co wyższe krawężniki bywają bardziej zdradliwe i trzeba odpuścić w obawie o cenne elementy.

Jak przystało na lifestylowy model w cenniku tanio nie jest. Podstawowy Paceman John Cooper Works kosztuje niecałe 150 tysięcy. Parę dodatków tu, jakiś pakiecik tam i dokładamy kolejne 30-40 kawałków. Cała koncepcja samochodu i tej wersji jest wprost rozkosznie bezsensowna. Połączenie różnych segmentów dało ciekawy efekt, ale niestety, wyszło zbyt drogo. Spadek wartości będzie spory, a za mniejsze pieniądze można kupić kilka naprawdę solidnych i ciekawych aut. Z podobnego pułapu startuje nowy Golf R, nie mówiąc o BMW 125i, które jest sporo tańsze a ma taką samą moc co Mini. Nie sposób również wspomnieć o rynku samochodów używanych, gdzie można kupić kilkuletnie Porsche czy BMW M3. Trzeba wyjątkowo kochać Mini żeby tego nie zrobić.

  1 comment for “Bo nawet w bezsensie jest czasem ukryty sens.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *