Tag: mercedes

Nareszcie rozumiem o co chodzi w crossoverach.

Nim zacząłem obecną rubrykę przypomniał mi się zespół Kombi. W ubiegłym stuleciu święcili triumfy, żadna impreza domowa czy też plenerowa nie mogła się odbyć bez udziału ich piosenek. Można nawet powiedzieć, że byłem ich umiarkowanym fanem. Dzisiaj, gdy mają o jedną literę więcej w nazwie jest inaczej. Ale jako, że to rubryka motoryzacyjna porzućmy muzyczne dywagacje. Jedna z ich ostatnich… Read more →

Niedrogie, względnie, linie samochodowe.

Do listy spraw zdecydowanie mało przyjemnych a ściśle związanych z awiacją właśnie dołączyły kolejne. Żeby być w pełni dokładnym dokładnie sześć. Otóż zasiadając obecnie w fotelu samolotu pasażerskiego, który leci w bliżej nieokreślonym kierunku celem dowiezienia was na miejsce wakacyjne, obok możecie spotkać kogoś z PiS-u. Do tej pory oczywiście istniało takie prawdopodobieństwo, ale teraz dokładnie wiadomo z czym to… Read more →

Kochanie, podwyższyłem naszą A Klasę.

Okazuje się, że mamy jesień. Pojawiło się sporo błota i duża ilość ludzi z liśćmi na głowie, a to ni mniej ni więcej oznacza, że zaczął się sezon grzybowy. Znów trzeba będzie wzuć nieprzemakalne buty tylko po to by znaleźć kilka prawdziwków, chociaż część męskiego społeczeństwa skłania się bardziej do drugiej części wyrazu przed przecinkiem. Jednak w obu przypadkach do… Read more →

A Może Głośniej?

Enzo Ferrari zwykł mawiać, że aerodynamika jest dla kogoś, kto nie potrafi zaprojektować dobrego silnika. Wokół serca samochodu stworzył należyty kult. W Ferrari panowała nawet zasada, że kupuje się sam motor, a resztę dostaje za darmo. Wiele poświęceń i kunszt inżynierów a także pasjonatów sprawiły, że silniki z Maranello należą do najbardziej charyzmatycznych i najlepszych na świecie. W dzisiejszym świecie… Read more →

AbSolutnie lukSuSowy.

Dzisiejsze samochody mocno się zmieniły. Oczekujący komfortu i przytulności wnętrza nie wybierają już przepastnych limuzyn jak miało to miejsce jeszcze kilka lat temu. Obecnie prym wiodą suvy, które swoim prestiżem mają budować ego właściciela. W końcu mamy czterodrzwiowe coupe, które przynajmniej stylistycznie ma odróżniać się od bardziej plebejskich modeli, na bazie których powstały. Są jednak kręgi, gdzie nie sprawdzi się… Read more →

Gdzie są moje okulary?

W Polsce podobno średni wiek samochodu to czternaście lat. Całkiem sporo i raczej nie jesteśmy miłośnikami klasyków. W końcu aby kupić coś z salony trzeba wysupłać sporo pieniędzy. Niestety innego zdania jest minister gospodarki Janusz Piechociński, który zamierza zachęcić, ergo zmusić Polaków do kupowania nowych samochodów, więc nie dość, że wzrośnie jednostkowe zadłużenie to i serwisy zarobią. W końcu stary… Read more →

Dr. Mercedes odmładza klientów o dobre 600 lat.

Jeśli miałbym wybrać jedno nadwozie to z całą pewnością byłby to sedan. Obecny niemal w każdej klasie i produkowany chyba w największej ilości. I wcale nie chodzi tu o prestiż rodem w Renault Thalii, a trójbryłowy kształt. Oczywiście musi być odpowiednio zaprojektowany, co w wyżej wymienionym przypadku nie zawsze wychodzi. Owszem jest mniej praktyczny niż kombi czy van, ma niższe zawieszenie niż suv i jest uznawany za mniej rasowy niż coupe. Jeśli jednak spojrzeć na Mercedesy AMG czy Jaguary R sprzed kilkunastu lat to limuzyna wygląda najlepiej. Być może ze względu na brak porównaniu, ale nie o to w tym chodzi. Dodatkowo możliwość zamiatania tyłem jest creme de la crem. Popatrzecie na samochody serii DTM, BTCC lub V8 Supercars. Oni raczej nie mogą się mylić.

Do tej pory lubiąc nadwozie sedan i stare Mercedesy moja metryka prezentowała się raczej staro. Z pewnością miałem już kryzys wieku średniego za sobą i bliżej mi było do Władysława Bartoszewskiego niż Macieja Stuhra. Inaczej mówiąc byłem stary, czyli idealny klient samochodów z gwiazdą na grillu, nawiasem mówiąc to niezła nazwa dla nowego show z celebrytami.

Wybierałeś się do salonu i brałeś jakąś Klasę. Sprawa wyglądała inaczej w przypadku nadmuchiwanych kompaktów z początku alfabetu. Jednak pewne rzeczy w Mercedesie ostatnio się pozmieniały. Niedawno pojawiła się najszybsza taksówka z napędem na cztery koła, nowa klasa S, czy SLS Black. Jednak prawdziwy szok mogą przeżyć właściciele poprzedniego wcielenie małego merca.

Jeśli istniałaby maszyna zdolna przenosić w czasie to gdyby przysłać właściciela Mercedesa z lat 80 lub 90-tych do aktualnych czasów to sadowiąc się w środku doznałby wszystkich możliwych urazów łącznie z niekontrolowaniem pewnych partii ciała. Droga jaką pokonał producent ze Stuttgartu jest niemal nie do pojęcia. Od konstruktorów samochodów dla klientów pięćdziesiąt plus stał się jednym z lepszy, którzy robią sportowe samochody.

A najbardziej widać to w nowej definicji hot-hatcha pod postacią A45 AMG. Co prawda nie ma tu ryczącej V12-tki, ani V8-mki, ani nawet V6-tki. Jest za to skromna jak na trzyliterowego tunera doładowana jednostka o pojemności dwóch litrów. Niech was jednak nie zwiedzie wielkość, bowiem serce małego Mercedesa jest nad wyraz mocne, osiąga bowiem poziom tuningowanych Evo i Sti. Mając do dyspozycji 360 koni mechanicznych i co ważniejsze ponad 450k Nm momentu obrotowego samochód o masie półtorej tony katapultuje się do setki w 4,2 sekundy, a 160 już w dziesięć. Poziom niedostępny nawet dla kilkuletnich Ferrari, a mówiąc katapultuje naprawdę mam to na myśli. Owszem, często się twierdzi, że samochód jest szybki, ale ta A-Klasa jest poważnie szybka. Wystarczy odpowiednio zawiadować prawą łopatką lub pozostawić tą rzecz automatowi, aby dokonać przesunięcia organów wewnętrznych. Kobiety mogą oszczędzać na chirurgach plastycznych wygładzając zmarszczki jednym przyspieszeniem. Dźwięk co prawda nie umywa się do gargantuicznych jednostek AMG, ale można go nazwać rasowym, a zmiany biegów połączone z międzygazem po prostu przyprawiają o uśmiech.

Skoro o skrzyni mowa to tym razem Mercedes naprawdę wydał furmankę euro i przyłożył się do roboty. Sposób działania budzi spore zdziwienie. Tym razem pozytywne. Nie wiem w ile milisekund odbywa się zmiana, ale jest szybka. Pociągasz za kawałek metalu i jedziesz na innym biegu w tej samej chwili. Przynajmniej w górę, przy redukcji lubi czasem się zapytać czy aby na pewno.

Hamulce jak to mówią robią robotę. Dawno nie czułem takiej pewności przy hamowaniu z dużej prędkości. Masz wrażenie, że jadąc sto na godzinę zatrzymasz się na kartce papieru.

Jeśli mowa o zaskoczeniach jest i kolejne. Odwieczny obiekt utyskiwań pod postacią układu kierowniczego odszedł do lamusa. Jest czysty, zwinny i precyzyjny. Jednak lata zostawania po kozie na coś się przydały.

Nietypowo jak na szybkiego hat-backa i Mercedesa rozwiązano napęd. Tym razem postawiono na rozdzielenie go na obie osie. Mimo to A45 zachowuje się bardziej jak dobrze zestrojona przednionapędówka, jednak jest to mniej dotkliwe niż w RS3. Ciężko wyczuć funkcjonowanie przeniesienia mocy na tył, a wymuszenie nadsterowności wymaga wrzucenia samochodu w zakręt. Jednak trakcja jest bezdyskusyjna.

Jazda na krętej drodze sprawia wiele radości. Moc jaka jest dostępna i dzielność w pokonywaniu zakrętów daje fontannę przyjemności. Nie wiem nawet czy nie więcej niż w SLS-ie. Tak, wiem, że to prawdziwy samochód sportowy, ale w A-Klasie wszystko jest dostępne od razu, moc nie przeraża, a pewność jaką daje jest niemal niemierzalna. Szkoda tylko, że mimo wyłączenia wszystkich systemów po naciśnięciu hamulca elektroniczni stróże wracają na wartę.

Na końcu dochodzimy do ceny. Wyjściowo 180 tysięcy, czyli na poziomie Evo i Sti o podobnych mocach. Co prawda można łatwo dorzucić dodatki za równą stówkę, chociaż karbonowe lusterka za 6 tysięcy to lekka, w końcu to włókno węglowe, przesada.

Jednak ta cena ma pewne wytłumaczenie i to dobre. Na naszych drogach ciężko mi wyobrazić sobie inny tak szybki, stabilny i pewnych samochód za podobną kwotę. Niemal z każdego wyścigu spod świateł wyjdziesz zwycięsko, a to w męskim świecie niemal wszystko.

Czy ma jakieś wady? Cóż nie jest sedanem, co jednak wychodzi mu na dobre patrząc przez pryzmat S3 Limousine. Przydałby się bardziej tylnonapędowy charakter i możliwość całkowitego wyłączenia systemów bezpieczeństwa. Wtedy byłaby lepsza od SLS-a, tak jest równie dobra.

 

 

Dlaczego nie kupować Mercedesa CLA, czyli pobłażliwe spojrzenia kierowców dorosłych Mercedesów.

Już tak jest na tym świecie, że generalnie lubimy ładne rzeczy, czyli mówiąc językiem poetów jesteśmy wrażliwi na piękno. Co za tym idzie mając dwa identyczne produkty pod względem technicznym do koszyka wkładamy raczej ten bardziej urodziwy. W końcu bowiem producent zatrudnił kogoś za ciężkie pieniądze, żeby ten stworzył coś co jak to Janusz Gajos w monologu mawiał w pale się nie mieści. Ergo konsumenci kupują, a producent ma więcej pieniędzy.
Zaiste jest jedna wada takiego interesu. Po pierwsze generalnie konsument sam nie wie czego chce. Na ogół woli coś dostać niż samemu określić przymioty obiektu pożądania. Po drugie idąc za ciosem wytwórca projektując następny produkt stara się bardziej, co często przynosi efekty wywołujące palpitacje serca nawet u Salvadora Dali. Kolejnym nazwijmy błędem jest rozpasanie klientów. To co piękne, ale już znane staje się powoli kanonem brzydoty. Trzeba zatem zaprojektować coś nowego, wmówić odbiorców niemal poczucie winy, wywołane beznadziejnym życiem do tej pory bez nowego, super, hiper, ultra odkrywczego produktu.
Mieliśmy Iphone 3, którego uważaliśmy na cud dizajnu. 4S był ładniejszy od naszych dzieci. 5, która jest nieco unowocześniona wywołuje już lament, że to za mało. A za rogiem podobno czai się tańsza wersja.
Ale jako, że to nie 99gsm.pl a felieton ma być motoryzacyjny przejdźmy do meritum.
Dzisiejsza młodzież na pewno nie pamięta czasów, gdy najmniejszym Mercedesem była C-klasa, a wcześniej 190. Wówczas był to samochód traktowany jako namiastka prawdziwych pereł ze Stuttgartu. Był tańszy przez co automatycznie gorszy niż klasa S. I pomimo ciągłego upodabniania go do flagowca nadal był traktowany z przymrużeniem oka. Dopiero debiut najpierw klasy A, a później B sprawił, że właściciele większego Merca dostąpili czerwonych dywanów. Ale to było za mało.
Idąc za ciosem zbudowano CLS-a, czyli ładniejszą E-klasę, która z biegiem czasu stała się hitem. W końcu za niewiele większe pieniądze dostawaliśmy nieco ciaśniejszy, ale sto razy efektowniejszy samochód niż „okulara” o taksówkarskich konotacjach.
Tyle tylko, że nie każdy potrzebował dużego Mercedesa, a CLS był trochę droższy niż pozłacany Iphone. A jako że rynek nie cierpi próżni, nawet tej wymyślonej, powstał model o oznaczeniu CLA. Patrząc na wymiary jesteśmy w zasadzie pewni, że to ulepszona C-klasa. Chwilę szoku przeżywamy patrząc na słabe silniki i napęd na przód.
Bo otóż szanowni państwo CLA to nic innego jak nieco ładniejsza klasa A w wersji sedan. Z zewnątrz to jeden z najładniejszych Mercedesów ostatnich lat. W środku to nadal samochód z początku alfabetu. Technicznie również. W przypadku VW z Passatem i CC to zrozumiałe, ale w końcu tutaj chodzi o klasę premium.
Odpowiednio skonfigurowany CLA z 211 konnym dieslem kosztuje blisko 270 tyś. złotych. Za A klasę z większym bagażnikiem? Ktoś tu chyba trochę zwariował. Owszem, brzydsza C-klasa będzie droższa, ale to w końcu prawdziwy Mercedes, a nie coś co sprawia, że torebka waszych żon będzie wyglądała lepiej.
CLA to ładny samochód, ze świetną techniką, chociaż skrzynia biegów nieco kuleje, ale spece od marketingu chyba przeszacowali rynek. Albo być może liczą, że wydając ćwierć miliona nikt nie spojrzy na dane techniczne jednocześnie licząc na moc spod znaku gwiazdy.
Lepiej rozwiązało ten problem BMW dzielnie trzymając się koncepcji budowania samochodów w ten sam sposób. Czy jeżdżąc 1 czy 5 czy 7 wrażenie są dość zbliżone. W przypadku Mercedesa działa to od C-klasy. I póki specjaliści ze Stuttgartu tego nie zrozumieją, nowemu członkowi ich gamy modelowej większego sukcesu nie wróżę. Chyba, że na świecie jest tylu technicznych sceptyków. Ale i oni w końcu zrozumieją swój błąd widząc te pobłażliwe spojrzenia kierowców dorosłych Mercedesów.