Tag: forester

Leśny człowiek zamienił się w leśnego dziadka.

To jakie mamy drogi chyba wie każdy, nawet w Europie jesteśmy znani z naszych pięknych wybojów i bezpiecznych kolein. Zamiast porządnej nitki stawiamy wąskie rondo imienia jakiegoś prezydenta. Dojazd nie jest istotny, szeroki przejazd ani to, że połowa kierowców nie wie jak się po nim poruszać.

Jazda po drogach każdej kategorii lub gdzieś w ustępy terenu, czyli obszary wiejskie powinna wiązać się z wyposażeniem samochodu typowego dla dakarówki, czyli co najmniej jednego kompletu opon na pace. Być może dlatego tak wiele osób zagląda do salonów w poszukiwaniu suv’a.

Również kompleks wyższości nad ogółem nie jest od rzeczy. W końcu co tam ten maluczki w Pandzie, skoro ma dach na wysokości mojej maski. Niby dla nas bezpieczniej, ale poprzedni powód jest chyba istotniejszy.

Problem z suv’ami jest taki, że tak naprawdę są bezużyteczne. Mają co prawda więcej miejsca nad głową i wyższe podwozia, ale różnice są marginalne. Wyżej położony środek ciężkości sprawia, że gorzej się prowadzą. Argument w postaci większej dzielności w terenie bezapelacyjnie upada biorąc pod uwagę statystyki sprzedaży, gdzie królują modele napędzane tylko na jedną oś. Ba, część producentów nawet nie zaprząta sobie głowy projektowaniem dołączanego napędu tylnych kół.

Jednakże są na rynku samochody, które nie tylko są modne, ale również oferują coś więcej.

Swój największy problem Forester dzieli z innymi suv’ami, jest suv’em. Pierwsze dwie generacje były podwyższonym kombi. Miały nisko położony środek ciężkości i jeździły w zasadzie jak normalne osobówki. Jednak moda na napompowane samochody sprawiła, że „leśnik” również utył i urósł, zwłaszcza w górę.

Pękata i muskularna sylwetka jest atrakcyjna, chociaż tył zbytnio trąci Fordem Focusem. Wolnossąca benzyna i diesel mają nieco zmienione zderzaki w stosunku do wersji turbo. Szkoda, że zabrakło budki suflerskiej na masce.

Wnętrze jest utrzymane w starym stylu. Jest dobrze wykonane z niezłych materiałów, ale mimo kilku wyświetlaczy wygląda jakby miało już kilka lat. W sumie to niewielki zarzut, bowiem można poczuć się jak w domu, a nie w futurystycznym statku kosmicznym z milionem lampek.

Rozczarowaniem są fotele, jak na 240 bijących koni są nazbyt komfortowe i obszerne, a to że siedzi się o całe cztery centymetry wyżej mocno tłumi sygnały płynące z kół do czterech liter.

Również ten kto jechał którąś z poprzednich wersji będzie zawiedziony. Chociaż sam samochód jest jakby bardziej zwarty zabrakło w nim pazura.

Tak, układ kierowniczy, zawieszenie i hamulce są lepsze niż w poprzedniku. Forester jakby był uwięziony w niewidzialnych koleinach i daje stu procentową pewność prowadzenia. Nie ma cienia zawahania i zwątpienia.

Jazda w umiarkowanym terenie odbywa się bez przeszkód, a samochód wydaje się idealny na dziurawe i nienajlepsze rodzime drogi. Zapomnijcie o wszelkich wynalazkach w postaci dołączanego napędu, ten z Subaru jest jednym z najlepszych na rynku. Zawieszenie to idealny kompromis między komfortem a zwinnością.

Najgorsze jednak znajduje się pod maską. Co prawda mamy tu specjalność Subaru w postaci boxera turbo, ale ma on dwie wady. Brzmi jakby miał podcięte skrzydła albo chore gardło. Zapomnijcie o charakterystycznym burczeniu i parskaniu. Ekologia pełną gębą.

Druga wada to skrzynia biegów. Z niezrozumiałych powodów topowa wersja zespolona jest wyłącznie z bezstopniową przekładnią. Silnik robi co może i hardo idzie do przodu, ale cały czas denerwuje potencjał marnowany przez wahania i męczenie go ciągłym kręceniem. Manual byłby o wiele lepszym rozwiązaniem i zapewniał lepszą kontrolę.

Czwarta generacja Forestera cierpi na kilka problemów. Mało charyzmatyczny silnik, średnia skrzynia biegów i nieco za duże spalanie. Na szczęście cena jest dobrze skalkulowana, konkurenci w przeważającej większości są drożsi o kilkadziesiąt tysięcy.

Starego Forestera można było albo kochać albo nienawidzić, ale miał charakter, charyzmę. Trzeba było się do niego dostosować, a wtedy odwdzięczał się wszystkim co miał. Nowy „leśnik” to zwyczajny suv, który mógłby być wypuszczony ze stajni niemal każdego producenta, można go polubić, ale to wszystko.