Dobra, Soczysta, ale jednak Cytryna.

Producenci, nie tylko samochodów, ciągle szukają nowych produktów i funkcji. Niegdyś telefon służył tylko do dzwonienia lub wysyłania krótkich wiadomości o spóźnieniu się  na rodzinny obiad z teściową, a dzisiaj zastępują aparat fotograficzny, tablet, pilota od telewizora i wiele innych.

To oczywiście wiąże się z udogodnieniami dla nas, konsumentów. Mamy w jednym urządzeniu funkcje wielu, co pozwala oszczędzać miejsce, czas i pieniądze. Do tego samego wniosku doszli producenci samochodów, którzy nawet najbardziej niepraktyczne nadwozie czy typ pojazdu potrafią zaprojektować tak, żeby wielodzietna rodzina do trzeciego pokolenia wstecz mogła pojechać na drugi koniec Europy na wakacje zużywając litr paliwa.

Ale w końcu ile można jeździć do bólu praktycznym samochodem. Konstruktorzy również tu zwietrzyli interes i budują małe i sympatyczne autka pokroju Smarta czy też Polo. Tyle tylko, że w nich również nie ma zbytnio miejsca na szaleństwa czy indywidualizm. Stworzono więc kolejną niszę pod postacią niewielkich samochodów klasy premium. Wszystko zaczęło się od Mini, które świetnie jeździło i miało relatywnie mocne silniki. To wszystko miało jednak bardzo małe znaczenie. Ważniejsze, że można było dostosować jego wygląd do własnego gustu. Kolorowe lusterka, wstawki we wnętrzu czy dach z szachownicą nie były problemem. Raz przetarty szlak sięgania po stare imiona pod płaszczykiem luksusu zaczęli obierać inni producenci.

Ośmieleni sukcesami innych do gry włączyli się Francuzi. Do tej pory maluchy Citroena zaliczały na ogół tyły sprzedażowe i nawet pierwsze C3 nawiązujące do 2CV nie było hitem. Nowy model również wpisuje się w podobną manierę, ale od podbijania niewieścich serc i sięgania do męskich portfeli teraz Citroen ma linię DS.

Pierwsza różnica to liczba drzwi. Korzystasz z tylnych siedzeń bierzesz C3 i godzisz się z losem, bowiem DS3 jest tylko trzydrzwiowe. Ale z drugiej strony nie ma się co załamywać, gdyż oba modele niewiele się różnią. Parę diod LED w zderzaku, srebrne lusterka rodem z szybkich Audi, listwa na drzwiach i inne lampy z tyłu. No i oczywiście inny kolor dachu i słupek B, który kończy się w trzech czwartych drogi, po prostu szał. Nie zrozumcie mnie źle, DS3 wygląda jak mały klejnocik, ale w porównaniu w bardziej plebejską siostrą nie błyszczy już tak bardzo.

W środku jest podobnie. Tak, są inne wskaźniki, kierownica i możliwość koloryzacji wnętrza, a materiały są miejscami więcej niż bardzo dobre, ale to ciągle C3. Ja wiem, że cięcia kosztów, ale odrobina pieprzu i fantazji załatwiłaby sprawę. Przynajmniej jest cicho, więc na materiałach wygłuszających nie oszczędzano.

Plusem jest wyposażenie. Przy odrobinie grzebania w konfiguratorze możemy mieć malucha niczym Klasę C, jest więcej niż potrzeba, a wszystko funkcjonalne i to bez typowej dla marki kreatywnej technologii.

Motor to jednostka wspólna dla BMW i PSA. 1.6 HTP legitymuje się mocą 150 koni mechanicznych i 240 Nm co przekłada się na przyspieszenie do pierwszej setki w nieco ponad siedem sekund. Odpycha się zatem dzielnie mimo sprawiającej mało solidne wrażenie niesportowej skrzyni biegów. Trzeba również uważać na zdecydowanie starty spod świateł, kontrola trakcji lubi wówczas nadawać Morsem poematy.

Można by przypuszczać, że taka moc idzie w parze z twardym zawieszeniem, ale w końcu po pierwsze jesteśmy w Citroenie, a po drugie to spadkobierca legendarnego modelu DS, przynajmniej w teorii. Może nie ma tu hydropneumatycznego zawieszenia, ale komfort jest ponadprzeciętny, a przez studzienki można przelatywać ogniem. Wadą jest naturalnie nieco za duże przechylanie się w szybko pokonywanych zakrętach i mało precyzyjny układ kierowniczy. Jednak większych obaw nie ma i pokonywanie serpentyn to przyjemność, może nie do końca czysta ale zabawa bywa przednia. Tylko nie przesadzajcie z późnym dohamowywaniem bo układ czasem sprawia wrażenie, że nie ogrania do końca mocy. Na szczęście nie prowadzi to do niebezpiecznych sytuacji.

DS3 to droga impreza. Podstawowy model jest droższy od C3-ki o dobre piętnaście tysięcy złotych windując cenę do blisko sześćdziesięciu, a tyle już kosztuje większa C4-rka. Biorąc najmocniejszy silnik i szafowanie z opcjami daje wynik niemal trzycyfrowy, a to już teren Coopera S i A1 1.4 TFSI, które mają po trzydzieści pięć koni więcej. Niby autko trąci prestiżem i stylem, ale jednak jest drogo.

Prawdę mówiąc Citroen całkiem sprytnie to wykombinował. Projektując auto miejskie stworzył sobie furtkę zmieniając liczbę drzwi, dodając mocniejszy silnik i możliwość wyboru koloru dachu uznając to za nową modę, jakie to francuskie. DS3 to nic innego jak C3 w sukience Jean-Paul Gaultier. To udany samochód, ale kosztujący o wiele za dużo. Fiesta ST startuje od 70 tysięcy, a Polo GTI od niecałych 80. Szukając komfortowego samochodu wybierzcie inny silnik, sportowego Mini, a praktyczniejszego po prostu coś większego.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *